poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Czas na herbatkę (a właściwie - napar)




Co ze sobą zrobić w słoneczne popołudnie lub leniwą niedzielę? Iść do kina lub na zakupy? Usiąść przed telewizorem? Posprzątać dom?
O ile sprzątanie domu jest jeszcze celowe, proponuję odłożyć je na później i skupić się jednak na odpoczynku i relaksie. A co nam jest potrzebne, żeby się zrelaksować? Bardzo niewiele. Wystarczy blaszany kubek, stary garnek lub czajnik, butelka wody i zapałki.
Kiedy już uda nam się zebrać potrzebny ekwipunek, który wzbogacić można w książkę, przekąskę lub psa, wystarczy założyć buty i wyjść z domu. Później droga wolna: można iść przed siebie,  w nieznane, lub wybrać ulubione, spokojne miejsce. Grunt, żeby odpoczywać. Cieszyć się słońcem, świergotem ptaków i listkami, nieśmiało wyglądającymi z pąków. Uśmiechnąć do pierwszych mniszków, które za dwa tygodnie wylądują w syropie, powąchać fiołka, chowającego się wśród listowia, przyjrzeć się lśniącemu żuczkowi, maszerującemu dzielnie do celu, nieznanemu nam, ale na pewno bardzo istotnemu. Gdy już dotrzemy do wybranego miejsca lub po prostu zapragniemy chwili przerwy, należy rozejrzeć się za kilkoma zapomnianymi gałęziami na opał i przypatrzyć się uważnie trawie pod nogami. Tam właśnie kryją się skarby. Nie tylko w trawie zresztą, na gałązkach okolicznych drzew i krzewów też. Wśród skarbów na pewno uda się wyłuskać coś ciekawego na herbatkę. Nada się do nie całe mnóstwo rzeczy, o ile tylko wiem, jakaż to roślinka wygląda do mnie z gąszczu całej reszty, nie omieszkam uszczknąć kilku listków lub kwiatków. Albo dlatego, że jest jednym z moich ulubieńców, albo po prostu tej jeszcze nie próbowałam. Po zebraniu listków, kwiatków i patyków, po pieczołowitym umieszczeniu ich w blaszanym kubeczku, pozostaje tylko rozpalić ogień i zagotować wodę. Z kubkiem naparu siadam na moim ulubionym drzewie, wypatruję saren i żurawi. Wsłuchuję się w cichy szmer wody, ptasi trel i szelest roślinności. Wiecie, że każde drzewo i każda trawka szumi inaczej? Szum brzozowego zagajnika, jesiennego trzcinowiska lub gęstego, świerkowego lasu jest tak charakterystyczny, że nawet teraz, siedząc w fotelu przy mruczącym radio, umiem wyobrazić sobie w głowie te wszystkie charakterystyczne dźwięki. 


Co tym razem zagościło w naszych kubeczkach? Młode listki pokrzywy, wrotyczu, głogowe patyki z nabrzmiałymi pąkami, a wszystko zwieńczone aromatycznym, perfumowanym liściem arcydzięgla. 




Od razu uprzedzam: takie spontaniczne napary nie zawsze zachwycają, ale nie można odmówić im tego, że są intrygujące. W roślinach kryje się niesamowite bogactwo smaków. Herbatka w plenerze to jeden z moich ulubionych sposób spędzania wolnego czasu, zdecydowanie.



Pozdrawiamy z Bobkiem z naszej (nie)słonecznej (chwilowo!) wsi :)

1 komentarz: