niedziela, 26 kwietnia 2015

Na dzień dobry



Czesć!
Jestem Charlie i wychowałam się w lesie.
Przez całe życie miałam spory problem z ludźmi. Albo ja nie rozumiałam ich, albo oni mnie. Jakoś tak nigdy do końca nie nadawałam na tej samej fali, co moi rówieśnicy. Od momentu licealnego buntu, gdzieś na przeciwległym brzegu umysłu, kołatała mi się myśl, że ze światem obecnym jest coś mocno nie tak. Że ludzie jacyś tacy źli, nieszczęśliwi, zagubieni, że normalność gdzieś zanikła, że wszystko stoi na głowie. Nie miałam wtedy jednak pojęcia dlaczego tak jest i co właściwie jest nie tak. Z wiekiem jednak, zaczęłam zauważać pewne prawidłowości, które sprowadziły ludzi do miejsca, w którym się teraz znajdują. Zaczęłam widzieć co jest nie tak. Co więcej, z całym przekonaniem stwierdziłam, że absolutnie nie mam zamiaru być częścią takiego nieszczęśliwego, ogłupionego, zmanipulowanego społeczeństwa, które kompletnie nie wie, skąd się bierze jego niedola.
Od jakiegoś czasu dojrzewają w mojej głowie myśli, które starannie pielęgnuję od nasionek, przekonuję się codziennie o słuszności mojego postępowania, mimo, że większość ma mnie za wyjątkowo nieżyciową osobę. Moim celem stało się możliwie największe uniezależnienie się od systemu, od przemysłu farmaceutycznego, spożywczego i kosmetycznego. Kroczę u boku K. (zwanego również Plebanem Zenobiuszem, będzie pewnie o nim sporo, bo to kluczowa postać moich przemian i zyskiwania pełniejszej świadomości), starając się za wszelką cenę stać się samowystarczalną. Małymi kroczkami, powolutku.
Jakie są moje kroczki? Bardzo proste i przyjemne: idę do lasu, na łąkę, nad rzekę i zbieram. Zbieram rośliny na obiad, na przekąskę, na herbatkę i na szampon do włosów. Na przetwory i nalewki. Myślę, szukam i kombinuję: jak zrobić coś z niczego, czy to koszyczek na drobiazgi, czy kolczyki z drutu, doniczkę na kwiatka lub ramkę na zdjęcie.
Cel? Spokój, niezależność – mój klucz do szczęścia. Mały domek, duży ogród. Własne warzywa, owoce, jajka. Własne leki, kosmetyki. Własna woda, prąd, staw rybny.
Ile z tego się uda – wyjdzie w toku. Wydaje mi się, że jestem na dobrej ścieżce, trochę wąskiej i wyboistej, ale możliwej do przejścia. Droga przede mną długa, wiedzy do zdobycia ogrom, ale jestem dobrej myśli.

Zapraszam zatem do lektury. Jak będzie wyglądał ten blog – pojęcia nie mam. Na pewno będzie zielony. Na pewno będzie pachniał sosną.

5 komentarzy:

  1. Przyszłość niepewna, ale godna pozazdroszczenia. Twoją drogę metaforycznie widzę, jako ścieżkę, w ogrodzie, obsadzoną wokół przeróżnymi roślinami, które jeszcze są na etapie pączkowania i w większości przypadków nie wiadomo nawet co to za roślina, ale z czasem wszystkie zaczną kwitnąć i owocować. Na pewno rozumiesz. Blog, w sumie, jest dla nas jedną z takich dróg, obrośniętych roślinami - niespodziankami i od naszego zaangażowania w pielęgnację, oraz wiedzę i doświadczenie zależy jakie owoce nazbieramy ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Założenia bardzo fajne:) ja nie umiem na 100% zrezygnować z balastu cywilizacyjnego, ale też powoli odchodzę, a raczej wracam z miasta na wieś, do lasu, gdzie w dzieciństwie spędzałam dużo czasu...
    Trzymam kciuki i... Pewnie będę tu zaglądać:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie da się zupełnie zrezygnować z dobrodziejstw cywilizacji i chyba nawet nie warto. Chociażby z tego względu, że Internet to świetnie źródło wiedzy. Grunt, to potrafić z każdego aspektu wybrać same dobroci: i z tradycji i z postępu.

      Usuń
  3. Bardzo się cieszę że natrafiłam na Twój blog! Właśnie takiego miejsca w internecie potrzebowałam, a może świadomości ze jeszcze są ludzie którzy nie próbują mimo wszystko dopasowywać się do pędu cywilizacji. Tak czy owak na pewno będę tu zaglądać,a póki co zabieram się do nadrobienia zaległości w postach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. TAK, TAK, TAK. Też brakuje mi takich ludzi! I takich, którym mogę przekazać moją, wciąż bardzo skromną, wiedzę i takich, od których sama mogę się uczyć.

      Usuń