poniedziałek, 27 lipca 2015

Na jagody - zimowe chomikowanie



Często zastanawiam się, jak to jest żyć w ciepłych krajach, gdzie wszystko codziennie wygląda tak samo, a rytmu nie wyznacza przemijanie pór roku.

To musi być bardzo beztroskie i wyzwalające, nie martwić się o to, co będzie za miesiąc, bo za miesiąc będzie… to samo! Te same rośliny, te same owoce, ta sama stałość i spokój. A z drugiej strony, to właśnie zmienność kocham z naszym klimacie. Zmienność powoduje, że każda pora roku, każdy nowy sezon wymaga pewnych przygotowań. Podoba mi się ten rytm i planowanie tego, co też będzie można zrobić w przyszły roku. Podoba mi się konieczność przygotowań do zimy, kiedy to nie można wyjść do ogródka i zebrać świeżych warzyw do obiadu. To sprawia, że trzeba GROMADZIĆ. A gromadzenie to bardzo fajna i kreatywna rzecz.


Co prawda, dopiero raczkuję w tworzeniu zimowych przetworów, które pozwolą przeżyć w miarę zdrowo tę nieprzyjemną porę roku. Nie jestem w stanie zrobić nawet ćwierci tego, co bym chciała, a marzy mi się spiżarnia pełna kolorów i aromatów, zamkniętych w słoikach, pełna suszonych, kiszonych, marynowanych pyszności, pełna konfitur, soków i nalewek. Pocieszam się, że w przyszłym sezonie, gdy w końcu będę „na swoim”, będę mogła rozwinąć pełnię mojej leniwej fantazji i zgromadzić prawdziwe skarby pachnące latem, gdy za oknem sypać będzie śnieg. 

Korzystam jednak z dobrodziejstw natury chociaż w minimalnym stopniu. Nucąc pod nosem frazę „daaary, dary lasu” w rytm piosenki Ryszarda R., zbieram wesołe jagódki. Do tej pory żyłam w przeświadczeniu, że w „moim” lesie jagód jest jak na lekarstwo. Uparte penetracje meandrów leśnych wskazały, że jest wręcz przeciwnie. Wydzieram więc przyrodzie jagódki, kalecząc się o jeżynowe kolce, walcząc z komarami i próbując nie marudzić, że to bardzo żmudna robota. Wszystkie drobne przeszkody jednak całkowicie znikają, kiedy już w domu stoję przed wielką michą uśmiechniętych owocków, pachnących tak pięknie, że chciałabym zjeść je wszystkie. Smuci mnie jednak, że jagody już się kończą, a ja chyba jeszcze nie mam tyle, żeby wystarczyło mi na całą zimę, ale na szczęście, będą też inne owoce.

"Daaary, dary lasu"

W zeszłym roku stawiałam na dżemy i soki. Kiedy okazało się, że dżemy jakoś nie idą, a soki wręcz przeciwnie, znikły w ciągu tygodnia od wykonania, zaczęłam szukać alternatyw. I znalazłam jedną taką, że nie mogę wyjść z podziwu nad ludzką pomysłowością. 

Część jagód po prostu ususzyłam, żeby było do herbatek. Z drugiej części zrobiłam czary. 

Pomysł wyniosłam ze Zlotu Zielarskiego, niech będzie chwała Obliczom Gruzji i prezentacji o jedzeniu i jego przechowywaniu. Postanowiłam zrobić „szmaty”. 

„Szmata”, to nic innego jak suszona pulpa owocowa, odpowiednio później pocięta i przechowywana. Miałam jednak dylemat, czy suszyć tak owoce świeże, czy może lekko podgotowane i odparowane z wody. Pojęcia jednak nie miałam, pod jaką nazwą cudo takie istnieje w Internetach i gdzie szukać. Cierpliwość jednak popłaca, przysmak ten nazywany jest owocowymi „skórkami” lub „rolkami” i sposobów na wykonanie znalazłam kilka. Wybrałam ten najbardziej naturalny, oto on:

Owocowe skórki, szmatki, rolki

Świeże owoce (czyli u mnie jagódki) umyłam, przebrałam, odsączyłam z wody i zmiksowałam na gładką masę. Masę następnie wylałam na blachy do pieczenia wyściełane papierem do pieczenia. Eksperymentowałam z grubością jednej warstwy, bo nie wiedziałam, jak długo to cudo będzie schło. Wyszło na to, że nawet te grubsze mają się całkiem nieźle. Ostatecznie moje warstwy mają ok. 0,5 cm grubości. Blachy pakuję do piekarnika i podsuszam przez jakieś 2 h w temperaturze 50-70 stopni z termoobiegiem, a to głównie dlatego, że teraz jest zimno, pochmurno, a w ogóle to zabieram się za takie rzeczy wieczorem. Podsuszone „szmatki” zostawiam na noc w uchylonym piekarniku i na następny dzień wystawiam na słoneczny parapet (o ile pogoda pozwala) lub suszę dalej w piekarniku. Wstępnie podsuszone schną do końca ok. 2-3 dni na słońcu. Podejrzewam, że gdyby zagościły u nas upały, piekarnik byłby zupełnie zbędny i owoce schłyby błyskawicznie. 

„Szmatki” gotowe są wtedy, kiedy bez problemu odrywają się od papieru, nie brudzą, można nimi majtać, podrzucać i robić inne cuda (jak na pierwszym zdjęciu). Gotowe „szmatki” tnę na paski i zwijam w ruloniki, a te zostawiam na powietrzu, żeby sobie doschły. Po kilku dniach pakuję do słoika i powstrzymuję się, żeby ich nie zjeść. 

Gotowe rolki

„Szmaty” są super. Jagodowe są kwaśne, pachnące, mają konsystencję lekko gumową, można je żuć, memłać, ssać. Są doprawdy fascynujące, bardzo mi się podobają. Można robić dowolne owocowe Miksy w dowolnych konfiguracjach. Ja na pewno skuszę się na jabłkowe, gruszkowe jeżynowe i malinowe. A już najbardziej cieszy mnie, że dzięki nim będę mogła cieszyć się chociaż namiastką owoców nawet zimą, kiedy najbardziej mi tego potrzeba i najbardziej tęsknię za letnimi owocami. 

Pracy przy tym niewiele, a efekty po prostu cieszą. Polecam!

1 komentarz: