poniedziałek, 21 września 2015

Czas na rokitnik: słoneczne galaretki




Z rudych włosów sypie kolorowe liście. Złotą suknią rozświetla przejrzyste niebo. Nocą oczy jej migocą wesoło milionem gwiazd, aby za dnia spochmurnieć, ciskać gromy i kapryśnie zalewać świat deszczem. Jesień, proszę państwa, jesień!
Biegnie tanecznym krokiem przez łąki i lasy, chichocząc w zaroślach i buszując w trzcinach. Strąca z drzew ulęgałki, rozdeptuje śliwki, skacze w kałużach i zagląda pod kapelusze grzybów. Pachnie wiatrem, dymem palonych liści i ściółką leśną. Moja ukochana, wyczekiwana przez całe nużące lato, niesie energię i witalność, niesie chęci, kuchenną krzątaninę i przygotowania do zimy.

Bo wiecie, ja za latem nie przepadam. Nie dla mnie upały i spalona słońcem ziemia. Nie dla mnie wylegiwanie się na leżaku i drinki z palemką. Latem z domu wychodzę wieczorem, kiedy można w końcu rozpalić ognisko, kiedy można oddychać i pójść na spacer bez męczenia się w ukropie. W lato nie myślę, nie chce mi się i nie mam energii. Całe lato najchętniej spędzałabym pod namiotem, nad jeziorem. Beztrosko, bezmyślnie, za dnia pluskając się w wodzie, wieczorem łowiąc ryby, nocą snuć opowieści przy ognisku. Ani mi w głowie latem kreatywność, wędrówki po bagnach i zbieranie ziół. Mimo skończenia szkoły, ja latem wciąż mam wakacje i inaczej nie umiem. 

Tak jak po surowej, mroźnej zimie wyczekuje się pierwszych oznak wiosny, tak ja po upalnym, apatycznym lecie wyczekuję jesieni. I doczekałam się, hurra!

Jesień sypie mi wiadrami mirabelki i węgierki, napełnia koszyki zapomnianymi jabłkami i gruszkami-ulęgałkami. Przynosi do domu orzechy i borówki, wkłada do ust jeżyny i nastawia nalewki. Suszy girlandy grzybów nad piecem. I to jest to, wtedy czuję, że żyję. Wtedy mam chęci do działania.

Ostatnio jesień, poza jabłkami, gruszkami i śliwkami, przyniosła mi owoce dzikiej róży, owoce głogu i rokitnika. I o rokitniku, który swoją barwą, smakiem i zapachem jest dla mnie kwintesencją jesieni, dziś opowiem.   

O ROKITNIKU SŁÓW KILKA
 
Te niezwykle wartościowe, złociste słoneczka gęsto oblepiające gałązki, wyrastają na ciernistych krzewach rokitnika zwyczajnego (Hippophae rhamnoides). Krzewy te lubują się w stanowiskach słonecznych i piaszczystych, idealnie nadają się do obsadzania skarp. Są rozdzielnopłciowe: żeby dorobić się owoców należy zaopatrzyć się w okaz męski i żeński. Jeśli na krzewie nie ma owoców, rozpoznać go można po wąskich, lancetowatych listkach, po górnej stronie szarozielonych i skórzastych, od dołu pokrytych szarawo-rudawym kutnerem.  Rokitnik bardzo łatwo rozmnożyć, wystarczy uciąć wiosną gałązkę i wsadzić ją do wody lub od razu do ziemi. Ukorzenia się tak bezproblemowo. Można też pobawić się w odkłady, jak u porzeczki: gałąź przygiąć do ziemi, przymocować i przysypać glebą. Gdy gałązka się ukorzeni, wystarczy ją wykopać i odciąć, będziemy mieć własną sadzonkę. O rozmnażaniu wspominam dlatego, że rokitnik objęty jest w Polsce częściową ochroną gatunkową, więc o zbieraniu owoców z dzikich stanowisk możemy zapomnieć. 

A rokitnik mieć warto. Te niepozorne, kwaśne jagódki to kopalnia witamin: E, K, P, witamin z grupy B, prowitaminy A i przede wszystkim, witaminy C. Dodatkowo, skład chemiczny owocu tak się pięknie skonstruował, że witamina C wcale nie jest tak podatna na utlenianie jak w innych owocach. Z tego względu owoce rokitnika można suszyć i przechowywać stosunkowo długo, bez wielkiej utraty wartości.  Poza karotenoidami (prowitamina A), w rokitniku mamy jeszcze flawonoidy i antocyjany – superświetne przeciwutleniacze, które zapewnią nam młodość. Owoce rokitnika bogate są w olej tłusty, dlatego wykorzystywane są do tłoczenia, a sam olej rokitnikowy to temat na zupełnie osobną historię. Czy mówiłam już, że rokitnik jest też źródłem pierwiastków? Nie? Zatem, w owocach znajdziemy też  żelazo, bor, mangan, fosfor i wiele innych!

Tak bogaty skład powoduje, że owoce rokitnika są nieocenionym skarbem, zwłaszcza teraz, w okresie jesiennych przeziębień, osłabień i spadków odporności. Surowiec ten wspomaga organizm w walce z infekcjami maści wszelakiej, przydatny jest przy przeziębieniach i gorączce. Wspaniale odżywia, stąd też polecany jest przy anemii i różnorakich niedoborach. Karotenoidy, przekształcające się w witaminę A, odmładzają i upiększają naszą skórę. Substancje zawarte w owocach rokitnika chronią przed zmianami również naczynia krwionośne i mięsień sercowy, stąd jego zastosowanie w zapobieganiu miażdżycy. Zewnętrznie stosowany rokitnik regeneruje skórę, przyśpiesza gojenie się ran i wspaniale odżywia cebulki włosowe. Krem z olejem rokitnikowym to coś, co muszę zrobić. 



Ale to nie dziś. Dziś rokitnik będziemy jeść! Będziemy go jeść na kwaśno, bez cukru, w formie galaretko-żelków. 

GALARETKI ROKITNIKOWO-JABŁKOWE

Składniki:


  • 2 szklanki owoców rokitnika
  • Kilka jabłek (u mnie 8 małych dzikusów)
  • Żelatyna – ilość zależy od pożądanej konsystencji.
  • Opcjonalnie: cynamon, kardamon, imbir, miód

Wykonanie:

Jabłka pokroiłam na ćwiartki, pozbawiłam ogryzków, wrzuciłam do garnka i rozgotowałam. Do miękkich, przestudzonych jabłek wrzuciłam surowy rokitnik i dwie szczypty cynamonu, wszystko zmiksowałam blenderem na (w miarę) gładką masę. Do papki dodałam żelatynę, Podgrzewałam powoli ciągle mieszając. Ważne, aby nie zagotować całości, żelatyna tego nie lubi a i rokitnik będzie szczęśliwy. Im krócej podgrzewamy, tym mniejsze straty witamin. Dobrze ciepłą, ale nie gorącą paciaję zdjęłam z ognia i rozlałam do malutkich foremek w kształcie owocków. Gdy foremki się skończyły, resztę wlałam do silikonowych papilotek do muffinek. Wyszły wielkie żelki! Noc odstały w lodówce. I tam też są przechowywane.

No właśnie, a co z tą żelkowatością? Do tych moich ośmiu jabłek i dwóch szklanek rokitnika dodałam 15 łyżeczek żelatyny. Nie wyszły z tego takie żelki, jakich oczekiwałam, a raczej takie sztywniejsze galaretki. Następnym razem dodam więcej, zobaczymy co z tego wyjdzie. 

Bardzo spodobał mi się pomysł takich owocowych żelko-galaretek. Są smaczne i zdrowe, są bez cukru, a dają dużo radości nawet takiemu czekoladoholikowi jak ja. Na pewno takie, robione z całych owoców, są bardziej wartościowe niż galaretki z samych soków/naparów. Muszę w ten sposób przetestować inne owoce.

 

                A w zeszłoroczne sierpniowe upały, serwowałam kwaśne lody rokitnikowe, banalne w wykonaniu, do zjedzenia natychmiast. 

KWAŚNE LODY

Składniki:


  • Zamrożony rokitnik, ilość dowolna
  • Jogurt grecki lub śmietana, ilość dowolna
  • Miód, ilość dowolna


Wykonanie:

Wszystkie składniki, w tempie ekspresowym, zanim rokitnik się rozmrozi, zmiksować na gładką masę i zjeść w trybie natychmiastowym. Takie lody wykrzywiają gębę co bardziej słodkolubnym istotom. Ja delektowałam się wersją z minimalną ilością miodu. Im kwaśniejsze, tym lepiej orzeźwia!


A Wy, skusicie się na rokitnik?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz