Z rudych
włosów sypie kolorowe liście. Złotą suknią rozświetla przejrzyste niebo. Nocą
oczy jej migocą wesoło milionem gwiazd, aby za dnia spochmurnieć, ciskać gromy
i kapryśnie zalewać świat deszczem. Jesień, proszę państwa, jesień!
Biegnie
tanecznym krokiem przez łąki i lasy, chichocząc w zaroślach i buszując w
trzcinach. Strąca z drzew ulęgałki, rozdeptuje śliwki, skacze w kałużach i
zagląda pod kapelusze grzybów. Pachnie wiatrem, dymem palonych liści i ściółką
leśną. Moja ukochana, wyczekiwana przez całe nużące lato, niesie energię i
witalność, niesie chęci, kuchenną krzątaninę i przygotowania do zimy.
Bo wiecie, ja
za latem nie przepadam. Nie dla mnie upały i spalona słońcem ziemia. Nie dla
mnie wylegiwanie się na leżaku i drinki z palemką. Latem z domu wychodzę
wieczorem, kiedy można w końcu rozpalić ognisko, kiedy można oddychać i pójść
na spacer bez męczenia się w ukropie. W lato nie myślę, nie chce mi się i nie
mam energii. Całe lato najchętniej spędzałabym pod namiotem, nad jeziorem.
Beztrosko, bezmyślnie, za dnia pluskając się w wodzie, wieczorem łowiąc ryby,
nocą snuć opowieści przy ognisku. Ani mi w głowie latem kreatywność, wędrówki
po bagnach i zbieranie ziół. Mimo skończenia szkoły, ja latem wciąż mam wakacje
i inaczej nie umiem.
Tak jak po surowej,
mroźnej zimie wyczekuje się pierwszych oznak wiosny, tak ja po upalnym,
apatycznym lecie wyczekuję jesieni. I doczekałam się, hurra!
Jesień sypie
mi wiadrami mirabelki i węgierki, napełnia koszyki zapomnianymi jabłkami i
gruszkami-ulęgałkami. Przynosi do domu orzechy i borówki, wkłada do ust jeżyny
i nastawia nalewki. Suszy girlandy grzybów nad piecem. I to jest to, wtedy
czuję, że żyję. Wtedy mam chęci do działania.
Ostatnio
jesień, poza jabłkami, gruszkami i śliwkami, przyniosła mi owoce dzikiej róży,
owoce głogu i rokitnika. I o rokitniku, który swoją barwą, smakiem i zapachem
jest dla mnie kwintesencją jesieni, dziś opowiem.
O ROKITNIKU SŁÓW KILKA
Te niezwykle
wartościowe, złociste słoneczka gęsto oblepiające gałązki, wyrastają na
ciernistych krzewach rokitnika zwyczajnego (Hippophae rhamnoides). Krzewy te lubują się w stanowiskach słonecznych i
piaszczystych, idealnie nadają się do obsadzania skarp. Są rozdzielnopłciowe:
żeby dorobić się owoców należy zaopatrzyć się w okaz męski i żeński. Jeśli na
krzewie nie ma owoców, rozpoznać go można po wąskich, lancetowatych listkach,
po górnej stronie szarozielonych i skórzastych, od dołu pokrytych
szarawo-rudawym kutnerem. Rokitnik
bardzo łatwo rozmnożyć, wystarczy uciąć wiosną gałązkę i wsadzić ją do wody lub
od razu do ziemi. Ukorzenia się tak bezproblemowo. Można też pobawić się w
odkłady, jak u porzeczki: gałąź przygiąć do ziemi, przymocować i przysypać
glebą. Gdy gałązka się ukorzeni, wystarczy ją wykopać i odciąć, będziemy mieć
własną sadzonkę. O rozmnażaniu wspominam dlatego, że rokitnik objęty jest w Polsce
częściową ochroną gatunkową, więc o zbieraniu owoców z dzikich stanowisk możemy
zapomnieć.
A rokitnik
mieć warto. Te niepozorne, kwaśne jagódki to kopalnia witamin: E, K, P, witamin
z grupy B, prowitaminy A i przede wszystkim, witaminy C. Dodatkowo, skład
chemiczny owocu tak się pięknie skonstruował, że witamina C wcale nie jest tak
podatna na utlenianie jak w innych owocach. Z tego względu owoce rokitnika
można suszyć i przechowywać stosunkowo długo, bez wielkiej utraty
wartości. Poza karotenoidami (prowitamina
A), w rokitniku mamy jeszcze flawonoidy i antocyjany – superświetne
przeciwutleniacze, które zapewnią nam młodość. Owoce rokitnika bogate są w olej
tłusty, dlatego wykorzystywane są do tłoczenia, a sam olej rokitnikowy to temat
na zupełnie osobną historię. Czy mówiłam już, że rokitnik jest też źródłem
pierwiastków? Nie? Zatem, w owocach znajdziemy też żelazo, bor, mangan, fosfor i wiele innych!
Tak bogaty
skład powoduje, że owoce rokitnika są nieocenionym skarbem, zwłaszcza teraz, w
okresie jesiennych przeziębień, osłabień i spadków odporności. Surowiec ten
wspomaga organizm w walce z infekcjami maści wszelakiej, przydatny jest przy
przeziębieniach i gorączce. Wspaniale odżywia, stąd też polecany jest przy
anemii i różnorakich niedoborach. Karotenoidy, przekształcające się w witaminę
A, odmładzają i upiększają naszą skórę. Substancje zawarte w owocach rokitnika
chronią przed zmianami również naczynia krwionośne i mięsień sercowy, stąd jego
zastosowanie w zapobieganiu miażdżycy. Zewnętrznie stosowany rokitnik
regeneruje skórę, przyśpiesza gojenie się ran i wspaniale odżywia cebulki
włosowe. Krem z olejem rokitnikowym to coś, co muszę zrobić.
Ale to nie
dziś. Dziś rokitnik będziemy jeść! Będziemy go jeść na kwaśno, bez cukru, w
formie galaretko-żelków.
GALARETKI ROKITNIKOWO-JABŁKOWE
Składniki:
- 2 szklanki owoców rokitnika
- Kilka jabłek (u mnie 8 małych dzikusów)
- Żelatyna – ilość zależy od pożądanej konsystencji.
- Opcjonalnie: cynamon, kardamon, imbir, miód
Wykonanie:
Jabłka
pokroiłam na ćwiartki, pozbawiłam ogryzków, wrzuciłam do garnka i rozgotowałam.
Do miękkich, przestudzonych jabłek wrzuciłam surowy rokitnik i dwie szczypty
cynamonu, wszystko zmiksowałam blenderem na (w miarę) gładką masę. Do papki
dodałam żelatynę, Podgrzewałam powoli ciągle mieszając. Ważne, aby nie zagotować
całości, żelatyna tego nie lubi a i rokitnik będzie szczęśliwy. Im krócej
podgrzewamy, tym mniejsze straty witamin. Dobrze ciepłą, ale nie gorącą paciaję
zdjęłam z ognia i rozlałam do malutkich foremek w kształcie owocków. Gdy
foremki się skończyły, resztę wlałam do silikonowych papilotek do muffinek.
Wyszły wielkie żelki! Noc odstały w lodówce. I tam też są przechowywane.
No właśnie, a
co z tą żelkowatością? Do tych moich ośmiu jabłek i dwóch szklanek rokitnika
dodałam 15 łyżeczek żelatyny. Nie wyszły z tego takie żelki, jakich
oczekiwałam, a raczej takie sztywniejsze galaretki. Następnym razem dodam
więcej, zobaczymy co z tego wyjdzie.
Bardzo
spodobał mi się pomysł takich owocowych żelko-galaretek. Są smaczne i zdrowe,
są bez cukru, a dają dużo radości nawet takiemu czekoladoholikowi jak ja. Na
pewno takie, robione z całych owoców, są bardziej wartościowe niż galaretki z
samych soków/naparów. Muszę w ten sposób przetestować inne owoce.
A
w zeszłoroczne sierpniowe upały, serwowałam kwaśne lody rokitnikowe, banalne w
wykonaniu, do zjedzenia natychmiast.
KWAŚNE LODY
Składniki:
- Zamrożony rokitnik, ilość dowolna
- Jogurt grecki lub śmietana, ilość dowolna
- Miód, ilość dowolna
Wykonanie:
Wszystkie
składniki, w tempie ekspresowym, zanim rokitnik się rozmrozi, zmiksować na
gładką masę i zjeść w trybie natychmiastowym. Takie lody wykrzywiają gębę co
bardziej słodkolubnym istotom. Ja delektowałam się wersją z minimalną ilością
miodu. Im kwaśniejsze, tym lepiej orzeźwia!
A Wy, skusicie się na rokitnik?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz