czwartek, 1 października 2015

Grzybobranie



Zawsze uwielbiałam lasy liściaste, natomiast te iglaste jakoś nie zachwycały mnie swoją urodą.

Być może dlatego, że otacza mnie typowy bór sosnowy, gdzie rzadko trafić można na naprawdę duże i stare okazy dębów czy buków. Ot, sosny, czasem świerki i brzozy dużo paproci, mchów, traw i właściwie tyle. No, są jeszcze jagody i borówki. I wrzosy. Czyli w sumie całkiem sporo dobroci, ale widok ten jest dla mnie tak znajomy i oczywisty, że tęskno mi zawsze do drzew liściastych, a sosny mijam bez większego zastanowienia i przyglądania się (no, chyba, że zbieram żywice lub żuję igiełki).

Najbardziej bór sosnowy przytłacza mnie latem – jak wszystko. Wypłowiały, suchy, trzeszczący pod nogami, pozornie martwy. Nic ciekawego, prawda? 

Ale teraz, w ostatnich ciepłych i słonecznych dniach, mój las przeszedł prawdziwą metamorfozę. Zrobił się świeży i wilgotny. Liście borówki brusznicy lśnią w słońcu, tak samo jak misterne pajęczyny krzyżaków. Soczyście zielony mech, nasiąknięty jak gąbka kusząco ugina się pod stopami – zawsze na jego widok mam ochotę zdjąć buty i biegać po nim boso. Wrzosy zachwycają kolorem, a porosty, rosnące nieopodal tworzą miniaturowe krainy nie z tego świata. 

W tym wszystkim królują grzyby. Grzyby niezliczonych form, barw i wielkości, sprawiające wrażenie przybyszów z kosmosu. Piękne, pachnące i fascynujące. Podczas gdy moi bliscy wypatrują w ściółce podgrzybków, ja z aparatem poszukuję osobliwości. Wczorajsze grzybobranie w nie obfitowało, zapraszam więc do świata grzybowych cudów.

















2 komentarze: