Każdy ma swoje
ulubione zapachy, prawda? Dla jednych jest to Chanel No. 5, dla innych zapach
świeżej pościeli. Moje ulubione zapachy jakoś zwykle łączą się z jedzeniem:
może wynika to z faktu, że jestem łasuchem?
Tak samo
bardzo chciałabym mieć w swojej kolekcji perfumy o zapachu fiołków i róż, jak i
o zapachu palonych na ognisku liści, czy czosnku smażonego na oliwie.
Chciałabym pachnieć kawą z pomarańczą, cynamonem, wanilią z rumem, naparem z
kopru włoskiego, a czasem nawet… pieczonym schabem. Jakoś tak zapachy związane
z jedzeniem najbardziej poprawiają mi nastój.
No cóż, ciągłe
jedzenie mogłoby mnie w końcu zabić. Całe szczęście, że zapachy nie niosą ze
sobą takiego ryzyka. Dlatego też po
kawowym mydle, cytrynowym peelingu i maseczce o zapachu marmolady różanej,
przyszedł czas na pierniczkowy balsam do ciała. Pachnę pierniczkami a uśmiech
nie schodzi z mojej twarzy.
Chcecie trochę
korzennej magii?
PIERNICZKOWY BALSAM DO CIAŁA
Składniki:
- Garść przypraw korzennych: do mojego moździerza trafiły: kora cynamonu, goździki, anyż gwiazdkowaty, ziele angielskie, kardamon, suszona papryczka chili, ziarna pieprzu czarnego oraz mielony imbir i gałka muszkatołowa
- 75 g oleju kokosowego
- 50 g masła shea
- 30 g oleju ze słodkich migdałów
- 10 g oleju rycynowego
- Pół łyżeczki lanoliny
Przygotowanie:
Przyprawy
utłukłam w moździerzu i wsypałam do małego garnuszka. Dorzuciłam olej kokosowy
i rozpuściłam. Całość chwilę podgrzewałam, później zdejmowałam z palnika na
jakieś 10 minut i tak 3-4 razy. Następnie zostawiłam mazidło w spokoju na jakąś
godzinę. Po tym czasie rozpuściłam w osobnym garnuszku masło shea i lanolinę,
dodałam olej rycynowy i ze słodkich migdałów a na końcu przecedzony, zlany z
przypraw olej kokosowy. Całość wymieszałam i zostawiłam do ostygnięcia. Jestem
niecierpliwcem, więc gdy oleje trochę wystygły, wpakowałam je do zamrażarki. Po
10 minutach zmiksowałam blenderem i znów włożyłam do zamrażarki. Po kolejnych
15 minutach znów wyjęłam – okazało się, że balsam mi trochę za bardzo zamarł,
ale chwila miksowania w ciepłej kuchni sprawiła, że uzyskałam piękne, puszyste
masło do ciała.
Natychmiastowo
wysmarowałam się nim od stóp do głów. W ciągu dnia nałogowo smaruję dłonie. Jest cudownie.
Olejki eteryczne
(i inne substancje) zawarte w przyprawach korzennych, poza pięknym zapachem,
niosą ze sobą szereg innych pozytywów. Taka mieszanka skutecznie pobudza
krążenie, dzięki czemu działa rozgrzewająco, dodatkowo hamuje rozwój bakterii i
grzybów, działa przeciwbólowo i odstrasza roztocza.
Wyobrażacie
sobie coś fajniejszego, niż nacieranie się rozgrzewającą esencją pierniczkową w
śnieżny, zimowy wieczór?
Hej! Cudowny przepis! Właśnie trafiłam na Twojego bloga dzięki Anwen i zostane na dłużej. Od zawsze lubiłam kombinować coś z kosmetykami, wiec będziesz moja inspiracją do tworzenia naturalnych kosmetyków:)
OdpowiedzUsuńW takim razie będę musiała się postarać i częściej zacząć pisać. Z czytelnikami zawsze raźniej :)
UsuńŚwietny przepis :) Może kiedyś wypróbuję.
OdpowiedzUsuńJesteś niesamowita! Ja od dawna chcę zająć się zielarstwem, od zawsze mnie to fascynowało :) jednak nie wiem od czego zacząć :) podejrzewam że od pozbycia się drogeryjnych kosmetyków :) na pierwszy rzut wypróbuję szampon jajeczny :) Pozdrawiam i już wiem że będę często zaglądać bo będę się uczyła od ciebie :)
OdpowiedzUsuńZ racji tego, że idzie zima, proponuję zaopatrzyć się w jakiś dobry atlas z ziołami, zaprzyjaźnić się z zielarskimi blogami i czytać, czytać, czytać! A na wiosnę, ze świeżo zdobytą wiedzą, lecieć w teren i zbierać ziółka. Zaczyna się niewinnie: tu pokrzywa, tam mniszek, a kończy się prawdziwym nałogiem :)
UsuńPodpowiem, że zimą można zbierać bardzo wartościowe pączki z drzew, więc polecam zapoznać się z gemmoterapią.
A czy można dodać ziarna kawy lub wanilię?
OdpowiedzUsuńPanna Agnieszka
Wszystko można! Eksperymenty są jak najbardziej wskazane.
UsuńOd jakiegoś czasu staram się uparcie wplesc w moje życie więcej natury. Męczy mnie mocno fakt że z każdej strony jesteśmy zalewani badziewiem. Za każdym razem będąc w sklepie i szukając dla siebie kosmetyku czytałam etykiety (starałam się wybrać mniejsze zło) i za każdym razem dostawalam napadu paniki... jest mi psychicznie źle, że mocno katuje swoje ciało chemią. Żyje w dużym mieście gdzie praktycznie nie ma możliwość wyskoczyć do lasu na ziółka czego bardzo Ci zazdroszczę. Jedynym ratunkiem są dla mnie zielarnie które niestety nie są zaopatrzone zbyt idealnie ale zawsze to coś. Jednakże czytając Twojego bloga powiedziałam sobie stop! Lecę jutro po atlas a na wiosnę wypad za miasto na zioła! Tymczasem również skorzystalam z Twojego przepisu na balsam korzenny- jest cudny! Dziękuję! Pisz Dziewczyno dalej-prosi Cię zrozpaczona Warszawianka. Jestem również ciekawa Twoich przepisów na mydła które również spędzają mi sen z powiek...
OdpowiedzUsuńMam takie same odczucia, kiedy czytam składy na etykietach z jedzeniem. Ręce opadają i doczekać się nie mogę wiosny i mojego własnego ogródka - będę bardzo intensywnie uprawiać warzywa i zioła. Docelowo mam w planie ostatecznie uniezależnić się od sklepów, za to zaprzyjaźnić z okolicznymi rolnikami.
UsuńOdnośnie zbierania ziół, naprawdę, wiele nie trzeba. Gdy studiowałam w mieście i robiłam zielnik, chodziłam z łyżką w torebce i wykopywałam naprawdę ciekawe okazy w parkach i na trawnikach - także jest co zbierać, nawet w mieście. Później zdarzyło mi się przez chwilę mieszkać w małym miasteczku. Z psich spacerów w parku wracałam z kieszeniami pełnymi grzybów do jajecznicy, a najlepsze opieńki rosły przy Urzędzie Miasta. Grunt to dobre rozpoznanie. Wiem, że jest taka zasada, że rośliny do jedzenia zbiera się min. 50 m od drogi, ale - być może to kontrowersyjne - wolę zjeść jabłko czy śliwkę z drzewa rosnącego na miejskim osiedlu, niż kupną, niewiadomego pochodzenia i opryskaną.
Czasem niekonieczne jest wyjeżdżanie poza miasto. Poszukaj w okolicy ogródków działkowych i obejdź je starannie dookoła. Ludzie wiele rzeczy wyrzucają, więc niespodziewanie można natknąć się na piękne poletko nagietków czy topinamburu. Zaprzyjaźnij się z parkami, okolicznymi laskami i wszelkimi w miarę dużymi terenami zieleni. Zwykły trawnik to prawdziwa kopalnia ziół: mniszki, stokrotki, gwiazdnica, podagrycznik. W okolicach opuszczonych kamienic można znaleźć typowo ruderalną cykorię podróżnik czy żmijowca. Jeśli masz znajomych, mieszkających w domkach z ogródkiem, zlustruj ich trawnik i różne zakamarki, o ile tylko nie używają środków ochrony roślin.
Zioła na dobrą sprawę można spotkać wszędzie, wystarczy troszkę determinacji: czasem trzeba brodzić w bagnie, czasem przedzierać się przez zarośla, ale zawsze warto, bo to niesamowita satysfakcja.
A na zimę polecam zapoznać się z cudownością przypraw korzennych: goździki na ból gardła, zielę angielskie na ból brzucha, imbir na rozgrzanie. Naprawdę, zastępują wiele rzeczy, wiele aptecznych specyfików.
O mydełkach niedługo będzie. Właśnie dojrzewają mi dwie partie, jeśli będą takie, jak sobie wymarzyłam, na pewno wrzucę przepisy, bo sama zauważyłam, że ciężko znaleźć gotowe, sprawdzone receptury.
Pisz, Charlie! :) jesteś jak magnes, będziemy chłonąć te wszystkie przepisy. Dzięki temu więcej nas przekona się do własnych wyrobów, zdrowego życia, świetnie to promujesz :)
OdpowiedzUsuńTwoje słowa to balsam na moją duszę :)
UsuńPrzepis bardzo mnie zachęcił :) koniecznie muszę go wypróbować jak skompletuję składniki :D
OdpowiedzUsuńCharlie, trafiłam przez Anwen. Powiedz proszę, miksowałać blenderem, czy miotełkami do ubijania piany?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na więcej, :)
Ja wszystko robię blenderem.
UsuńPowiedz, hodujesz własne owce i jedwabniki? Może jakieś uprawy lnu? Zastanawiam się, czy jeśli chodzi o ubiór, również jesteś taka naturalna ;p
OdpowiedzUsuńSpódniczki z trawy latem i niedźwiedzie skóry zimą.
Usuń