wtorek, 1 grudnia 2015

Opowieść o chmielu




Koszmarny wiatr targa gałęziami drzew, a deszcz bębni o szyby z siłą ostrzału armatniego i zajadłością stada os. Ziąb przenikliwy zawładnął światem, aż psa żal z domu wyrzucić. Jeszcze bardziej żal, gdy jednak z futrzakiem trzeba wyjść na spacer.

„To pewnie jakaś wiedźma się powiesiła” – skwitowała pogodę moja droga Rodzicielka. 

Może coś w tym jest: jakaś złośliwa dusza złej wiedźmy ściągnęła ulewy i wichry, które mącą w głowie, męczą ducha i wprowadzają w stan niepokoju. Kolejną noc z rzędu nie mogę zasnąć, wsłuchując się we własne tętno i w trzeszczenie dachu. Zwijam się w kulkę, szukając optymalnej pozycji, w której ani kawałek ciała mi nie zmarznie. Ciężko, bardzo ciężko. Jakoś od dwóch godzin nie mogę się rozgrzać, zęby dzwonią, włosy stają dęba od gęsiej skórki. Kolejna męcząca, na wpół nieprzespana noc. Musi jakaś wredna wiedźma. 

I kiedy już tracę nadzieję na porządnie przespaną noc, kiedy o poranku strasząc aparycją zombie myślę o tym, dlaczego w moim kubku z kawą nie ma już kawy, żarówka zapala mi się nad głową, którą kręcę z politowaniem nad samą sobą. 

No bo, żeby zielarka nie pamiętała o takich rzeczach?

Kolejnego wieczoru robię więc eksperyment. Eksperymentuję, rzecz jasna, na sobie. Eksperyment docelowo ma poskutkować bezproblemowym zaśnięciem. A tak oto wyglądał:

Tajemne ingrediencje:

  • Garstka szyszek chmielowych
  • Łyżka spirytusu
  • Łyżeczka kwiatów lawendy
  • Łyżeczka ziela melisy
  • Łyżeczka kwiatów lipy

Przebieg eksperymentu:

Po przyswojeniu informacji, że chmielowa lupulina istotnie działa nasennie, ale ekstrahuje się w alkoholu, przystąpiłam do działania. Do kubka wsypałam rozdrobnione szyszki chmielowe i zrosiłam spirytusem. Wymemłałam, żeby wszystkie były mokre. Zostawiłam na 30 minut. W międzyczasie, melisę, lawendę i lipę zalałam wrzątkiem i przykryłam spodkiem. Do porządnie ciepłego naparu wrzuciłam spirytusowe szyszki chmielu, zamieszałam i wypiłam, całkiem bez przekonania. 

W połowie kubka zrobiło mi się miło i błogo. Spokój i radość zapanowały w głowie, gęba raz po raz ziewała rozdzierająco, niechybnie nadszedł czas spania. Już w łóżku zdążyłam tylko skonstatować, że jest mi naprawdę cieplutko i że mój puls osiągnął poziom leniwca. Trzeba wam wiedzieć, że ciśnienie raczej mam wyższe, niż niższe i gdy 90 uderzeń serca na minutę jest dla mnie normą i optimum dla prawidłowego funkcjonowania, tak gdy nagle było ich tylko 72 – nie dało się nie zasnąć. 

I już żadna wiedźma, ani wichry, ani trzeszcząca chałupa nie zdołały mnie tej nocy obudzić.

3 komentarze:

  1. hej! trafiłam na Twojego bloga z wpisu u Anwen. czytaj Twój pierwszy wpis miałam wrażenie, że czytam o sobie. również jestem dzieciakiem lasu, i podobnie jak u Ciebie plony lasów, łąk i bagien są ważnym elementem mojego życia. sama jakiś czas temu nosiłam się z zamiarem założenia bloga, który miał być podobny nieco do Twojego. pomysł ten już mi wywiało z głowy (albo raczej wywiał mi go brak czasu), ale jak poczytałam Twojego bloga to stwierdziłam, że zdecydowanie zamierzam Ciebie wspierać w Twoim przedsięwzięciu!
    pozdrawiam!
    ps. gdybyś chciała poszperać w kilku starych książkach o ziołolecznictwie to służę pomocą!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Choćbym na rzęsach stanęła, wszystkiego nie wiem i wszystkiego nie jestem w stanie przekazać. Jeśli zioła są Twoją pasją - dziel się nią z ludźmi! Bardzo mało jest osób, które się tym interesują, mało wiedzy z tej dziedziny zostało pod strzechami, a być powinna. Dlatego jeśli będziesz mieć czas, gorąco zachęcam do prowadzenia bloga.

      Bardzo mi miło, że tu wpadłaś :)

      Usuń
  2. Mam tak samo jak wy dziewczyny, jest nas więcej :D tak samo trafiłam tu z bloga Anwen (czytałam i myślę sobie: ta kobieta ma identycznie!) i tak samo jak autorka namiętnie zbieram zioła od kwietnia (to akurat było w innym wpisie ale zapamiętałam). Bawię się w zielarstwo od zeszłego roku i też mniej więcej tyle czasu chodzi za mną myśl założenia bloga ale niestety podobnie jak Nayra cierpię na brak czasu... Poza tym nigdy nie byłam dobra z polskiego i obawiam się, że raczej kiepsko sprawdziłabym się w roli blogera. Zioła interesują mnie od bardziej chemicznej strony, do tego stopnia się wkręciłam w temat, że od września robię studium technika farmacji ;)

    Pozdrawiam i życzę dalszych sukcesów w prowadzeniu bloga!

    OdpowiedzUsuń