czwartek, 10 grudnia 2015

Domowa mydlarnia



Najpierw była ciekawość. Później w ręce wpadły trzy sztuki do wypróbowania. Później była chęć, a zaraz po niej obawa, że nie wyjdzie, bo to przecież takie trudne. Na samym końcu wkroczyła determinacja i pierwsza próba. Później już tylko radość, czekanie, więcej radości i w końcu wielka piana z bąbelkami.

Mowa oczywiście o mydle. Ale nie o takim zwykłym, tylko własnym. Pięknym i dobrym dla skóry mydełku, o nieskończonej ilości barw, form i zapachów. Czysta (dosłownie) radocha i wielka satysfakcja. Mnóstwo zabawy i świetne pole do popisu dla kreatywności. A wystarczy tylko kilka prostych składników i cierpliwość.

Jakie są zalety takiego domowego mydełka?

  • Posiada pewien procent niezmydlonych tłuszczy, które pielęgnują skórę.
  • Nie są wyjaławiane z dobroczynnej gliceryny, jak te mydła ze sklepu.
  • Mogą służyć do zadań specjalnych za sprawą dodatków, jakie do nich dodamy.
  • Można nawet zrobić mydło do włosów z dodatkiem kwasu cytrynowego, ale tego jeszcze nie próbowałam.
  • Naprawdę, każdy może je zrobić!

No dobra, ale zanim zaczniemy robić mydło, koniecznie należy zapoznać się z podstawowymi zasadami i informacjami. 

JAK TO SIĘ WŁAŚCIWIE ROBI?

Mydło powstaje w procesie zmydlania tłuszczy maści wszelakiej za pomocą ługu. Ług powstaje ze zmieszania zasady z jakimś rozpuszczalnikiem. W przypadku domowych mydeł zazwyczaj rozpuszcza się wodorotlenek sodu lub wodorotlenek potasu w wodzie destylowanej. W efekcie otrzymuje się mydła sodowe (w kostce, twarde) lub potasowe (maziste, w postaci pasty). Pamiętać trzeba, że taki ług to silnie żrąca substancja, więc produkcja mydła wymaga chociaż minimum ostrożności. Zwykłe mydło sodowe już po dobie od zrobienia można wyjąć z formy i pokroić, jedna pamiętać trzeba, że takie świeże mydło absolutnie nie nadaje się do użytku! Wciąż ma odczyn silnie zasadowy i jest szkodliwe dla skóry. Istnieją legendy, że mydło w pierwszej dobie po zrobieniu przechodzi przez tzw. fazę żelową i robi się przezroczyste, ale osobiście nigdy nie udało mi się uchwycić tego momentu. No dobrze, kiedy mydło już wyjmiemy z formy, należy umieścić je w przewiewnym, w miarę ciepłym miejscu i zostawić w spokoju na minimum 4-6 tygodni. Oczywiście jest to spokój względny, bo ja dojrzewające mydła regularnie odwiedzam, oglądam i wzdycham, że „jeszcze dwa tygodnie”. Proces dojrzewania mydła przyśpieszyć można w piekarniku, ale sama nigdy tego nie stosowałam, więc nie wypowiem się szerzej na temat tego aspektu. 

PO CZYM POZNAĆ, ŻE MYDŁO JEST JUŻ ZDATNE DO UŻYTKU?

Po odczynie, oczywiście! Mydło powinno mieć odczyn w zakresie 7-9,5. Jak dla mnie, im niższy tym lepszy. Najłatwiej jest to sprawdzić za pomocą papierka lakmusowego, jednak nie obawiajcie się, jest prostszy sposób, nie wymagający żadnego sprzętu. Mydło wystarczy… polizać. No, może nie dosłownie, bo wystarczy przytknąć do niego czubek języka. Jeśli szczypie – jeszcze nie dojrzało. Jeśli nie szczypie, tylko po prostu smakuje mydłem - gratulacje! Możecie iść do wanny z waszym nowym nabytkiem!

NIE TAKI ŁUG STRASZNY

Jak już wspomniałam, ług jest silnie żrącą i niebezpieczną substancją. Jednak zanim się przerazicie i zniechęcicie, pamiętajcie, że wystarczy przestrzegać kilku prostych zasad i przejawiać odrobinę rozsądku, żeby mydełko ukręcić bez problemu. Teraz będą rzeczy ważne, więc proszę o skupienie:

Najważniejsze jest przygotowanie stanowiska. Zazwyczaj jest to kuchnia, ze względu na dostęp do wody i kuchenki. Z używanego blatu zniknąć muszą wszelkie niepotrzebne rzeczy, a zwłaszcza jedzenie. Blat dla bezpieczeństwa można przykryć kartonem. Okna należy otworzyć a wszelkie niezbyt rozgarnięte stworzenia w postaci zwierząt, dzieci i innych fajtłapowatych członków rodziny należy bez ceregieli z kuchni wykopać. Zanim przystąpicie do działania, skompletujcie sobie wszelkie narzędzia i składniki, jakie będą wam potrzebne w całym procesie i upewnijcie się trzy razy, czy to już na pewno wszystko i czy przypadkiem blender nie leży wciąż w szafce, zakopany pod milionem innych rzeczy. 

Odzież ochronna jest konieczna: obowiązkowo zaopatrzcie się w gogle i gumowe rękawice, przyda się też fartuch laboratoryjny, albo chociaż ubranie z długim rękawem, na którym  nam zbytnio nie zależy. Pod ręką dobrze jest mieć odkręconą butelkę octu i ręczniki papierowe, alby w razie potrzeby natychmiast przemyć powierzchnię zalaną ługiem. 

Dobór naczyń do produkcji mydła też nie może być kwestią przypadku. Żeby ich nie zniszczyć, należy wybierać te ze szkła, silikonu lub stali nierdzewnej. Nadają się też garnki emaliowane, pod warunkiem, że nie mają uszkodzonej emalii. Formy też dają duże pole do popisu. Najwygodniejsze są te silikonowe, bo łatwo wyjąć z nich mydło, ale równie dobrze sprawdzą się plastikowe pojemniki lub kartoniki, np. po sokach, wyściełane papierem do pieczenia. Mnie marzą się formy drewniane, ale na to przyjdzie jeszcze czas. Gotowe formy do mydła (np. TE) dadzą nam naprawdę śliczne kostki, jednak ich cena skutecznie odstrasza, dlatego ja korzystam właśnie z silikonach form do muffinek i ciast. Gotowe kostki kroić można zwykłym nożem. Ja miałam to szczęście, że za jedyne 20 zł dorwałam piękną gilotynkę. Nie wiem, jakie było jej pierwotne przeznaczenie, ale świetnie sprawdza się w krojeniu mydła. 


Wszelkie naczynia i formy, które miały kontakt z ługiem lub świeżym mydłem, myjemy w rękawicach, z użyciem dużej ilości bieżącej wody. Ja po wstępnym myciu wrzucam je dodatkowo do zmywarki. Ogólnie rzecz biorąc, najlepiej byłoby mieć osobne naczynia, akcesoria i blender przeznaczone tylko do produkcji mydła, ale ostatecznie jest to zbędny zbytek. 

I co, takie to straszne? Nie? To idziemy dalej. 

TAJEMNA RECEPTURA

Na początek, potrzebujemy przepis na mydło. Można znaleźć w Internecie już gotowe. Ja szczerze mówiąc, z gotowców nigdy nie korzystałam, bo zazwyczaj brak mi jakiegoś składnika. Wszystkie mydła projektuję sama, z użyciem TEGO KALKULATORA. Wystarczy zaznaczyć podstawowe informacje, wybrać odpowiednie oleje z listy a kalkulator sam pokaże nam ile wody i NaOH należy użyć. Dodatkowo kalkulator informuje, jakie właściwości będzie mieć nasze mydło (twardość, pienistość, kremowość, właściwości myjące, itd.). Jeśli okaże się, że coś nie gra, przepis można bardzo łatwo zmodyfikować. 

Od razu uczulam: jeśli korzystacie z gotowych przepisów, lub już macie recepturę zaprojektowaną w kalkulatorze, należy się jej ściśle trzymać. Każdy tłuszcz potrzebuje innej, ściśle określonej ilości wodorotlenku do zmydlenia, więc wszelkie modyfikacje, nieuwzględniające stosunku ługu do olejów są niewskazane. Chociaż z drugiej strony, zawsze gdy projektuję przepis, łączna waga moich olejów wynosi 500 g, wody 190 g, a ługu, mimo lekkich modyfikacji, waha się między 70-72 g, więc w sumie różnica nieznacząca. Mimo to, zachęcam do trzymania się przepisu. 

No to co? Robimy?

MYDŁO „NA SUCHO”
 
Zanim podam konkretne przepisy, opiszę krok po kroku, jak mydło zrobić. 

Potrzebujemy:

  • Przepis na mydło
  • Odpowiednie oleje
  • Wodę destylowaną
  • Ewentualne dodatki i olejki eteryczne
I sprzęt:
  • Waga kuchenna
  • Termometr kuchenny
  • Blender
  • Naczynie na ług: najlepiej słoik
  • Do mieszania ługu: szklana bagietka lub łyżeczka ze stali nierdzewnej
  • Naczynie do rozpuszczania olejów: u mnie garnki ze stali nierdzewnej
  • Zapas naczyń i naczynek pod ręką: zwykle ma pod ręką dwie puste szklanki: jedna do odważania ługu, druga od olejów, większy garnek z wodą do rozpuszczania olejów w kąpieli wodnej, garnek z zimną wodą do chłodzenia ługu lub olejów, milion zapasowych łyżeczek
  • Obowiązkowo ocet i ręczniki papierowe

To chyba wszystko.

Wykonanie:

Kiedy już ubierzemy się w ochronny kombinezon, wygonimy wszystkich z miejsca kaźni a wszelkie instrumenta będziemy mieć przy sobie, zaczynamy mydlić.

Krok 1. Przygotowujemy ług: w IDEALNIE SUCHYM naczyniu odważamy potrzebną ilość NaOH. W słoiku odważamy wodę, potrzebną do uzyskania ługu. Teraz ostrożnie wsypujemy NaOH do wody (nigdy na odwrót) i delikatnie mieszamy. Ług zrobi się gorący i będzie parował nieprzyjemnymi wyziewami. Nie należy się nad nim pochylać ani wąchać, bo opary podrażniają. Nie raz bolało mnie później gardło. Gotowy ług odstawiamy w bezpieczne miejsce. Może być to zlew, w którym nie narobi szkód jeśli się rozleje. Ja stawiam go na parapecie obok otwartego okna i zostawiam w spokoju. 

Krok 2. Przygotowanie olejów: oleje stałe rozpuszczamy w kąpieli wodnej, zaczynając od tych o największej temperaturze topnienia (np. masło shea czy masło kakaowe). Do już rozpuszczonych wlewamy oleje płynne. Należy pamiętać, że jeśli używamy ziołowych maceratów olejowych lub np. oleju laurowego, dodajemy je NA KOŃCU, do już zmiksowanej masy mydlanej, aby nie zabić doszczętnie ich leczniczych właściwości. 

Krok 3. Czekamy: oleje oraz ług muszą być w zbliżonej temperaturze, żeby je wymieszać. Jest to ok. 40 stopni Celsjusza (chyba w przedziale 39-45, ale nie dam sobie ręki uciąć). Dlatego też najpierw lepiej wykonać ług, który będzie sobie w spokoju stygł w trakcie przygotowywania olejów. W razie potrzeby i jedno i drugie można schłodzić poprzez wstawienie naczynia do garnka z zimną wodą. 

Krok 4. Zabawa: gdy już otrzymamy pożądane temperatury, czas na mieszanie. W dłoń chwytamy blender i cieniutką strużką wlewamy ŁUG DO OLEJU (nie na odwrót), jednocześnie miksując. I tak sobie miksujemy cierpliwie, dając co jakiś czas blenderowi odsapnąć, póki nasza masa nie stanie się gęstsza i budyniowa. Jeśli na mydle zostaje słaby ślad po przejechaniu np. łyżką, to dobry czas na dodanie dodatków: maceratów olejowych, suszonych ziół (nigdy świeżych), kakao, mielonej kawy, barwników, glinek, olejków eterycznych – czego tylko dusza zapragnie. 

Krok 5. Znów czekamy: gotowe mydło należy wlać do formy (foremek), owinąć papierem, ręczniczkiem, żeby miało ciepło i odstawić w bezpieczne miejsce, z dala do wścibskich oczu i wszędobylskich łap. Kiedyś się z tego śmiałam, ale kakaowe mydło FAKTYCZNIE wygląda i pachnie jak budyń. 

Krok 6. Po dobie mydełko kroimy i odstawiamy do dojrzenia na 4-6 tygodni. 

Ot, cała filozofia!

Nie powiem wam zbyt wiele na temat dodatków do mydeł, ponieważ nie używam ani olejków eterycznych, ani specjalnych barwników, po jednej przygodzie z płatkami róży zrezygnowałam również z dodawania suszonych ziół, bo ani to wygląda, ani pachnie. Za to bardzo lubię olej laurowy, który daje piękną, zieloną barwę i piękny zapach, masło kakaowe, barwiące na żółto, a także kawę, cynamon, kakao i wanilię – tylko z tymi składnikami moje mydełko miało jakikolwiek (acz wciąż słaby) zapach. 

No dobra, skoro wiecie już wszystko, to czas na przepisy.

MOJE PIERWSZE MYDŁO – LAUROWE


Składniki:

  • Olej kokosowy – 175 g
  • Masło shea – 100 g
  • Oliwa pomace (z wytłoczyn z oliwek) – 150 g
  • Olej rycynowy – 50 g
  • Olej laurowy – 25 g
  • NaOH – 70 g
  • Woda – 190 g

Jak już wspominałam wyżej, rozpuszczony olej laurowy dodaje się na końcu do gotowej masy. Gotowe mydełko wyszło jasnozielone (nie wiem, czemu na zdjęciu jest żółte) i zadziwiająco intensywnie pachnące. Pięknie się pieni kremową pianą, nadaje się do mycia twarzy, a nawet włosów (z kwaśną płukanką). To mydło było strzałem w dziesiątkę i „fartem nowicjusza”, jak dla mnie najlepsze ze wszystkich, które zrobiłam. 

MYDŁO DRUGIE - „RÓŻANE”


Składniki:

  • Olej kokosowy (a właściwie macerat olejowy z płatków róż – pięknie pachnie pączkami z marmoladą różaną) – 150 g
  • Masło shea – 125 g
  • Oliwa pomace – 100 g
  • Olej ze słodkich migdałów – 75 g
  • Olej rycynowy – 50 g
  • NaOH – 70,01 g
  • Woda – 190 g
  • Dodatkowo: suszone płatki róż

Płatki róży dodałam na samym końcu, do gotowej już masy. Oczywiście, mydło ani nie wygląda ładnie, ani nie pachnie, czyli nie osiągnęłam efektu, jaki był zamierzony. Jednakowoż, wciąż jest całkiem niezłym, fajnie pieniącym się mydłem. Jeśli wywalić płatki róż i użyć zwykłego oleju kokosowego, otrzyma się całkiem przyzwoite,  prawie białe mydełko. 

TRZECIE MYDŁO – KAWA I CYNAMON


I tu, niestety, pokażę wam tylko zdjęcie, bo przepis przepadł w czeluściach moich notatek na samoprzylepnych karteczkach. Dopiero, kiedy pogubiłam w ten sposób mnóstwo fajnych przepisów, wpadłam na to, żeby założyć sobie do tego celu zeszyt :) 

Niemniej, możecie do tego mydła w powodzeniem wykorzystać przepis z poprzedniego mydła. Cały myk polega na tym, żeby masę mydlaną podzielić na pół i do jednej części dodać zmieloną kawę z cynamonem w ilości „na oko”. Jednak z cynamonem nie należy przesadzać, bo co wrażliwszą skórę może podrażniać. Oczywiście, mydło miało mieć ładne wzorki, ale jeszcze nie opanowałam tej trudnej sztuki, więc jest, jak jest. Warto dodać, że zapach kawy i cynamonu się utrzymał. Nie jest bardzo intensywny, ale jest. 


MYDŁO CZWARTE – KAKAOWE


Składniki:

  • Olej kokosowy – 150 g
  • Masło shea – 125 g
  • Masło kakaowe – 100 g
  • Olej ze słodkich migdałów – 75 g
  • Olej rycynowy – 75 g
  • NaOH – 70,41 g
  • Woda – 190 g
  • Dodatkowo: zmielone surowe ziarna kakaowca lub po prostu gorzkie kakao

Mydło pachnie kakao i całkiem zachęcająco wygląda. Jeszcze nie było testowane, więc nic więcej powiedzieć o nim nie mogę. Jest to moje pierwsze mydło z wykorzystaniem masła kakaowego – nie znam jego „zachowania” w mydle, więc wszystko okaże się za jakieś 3 tygodnie :)

MYDŁO PIĄTE – ZNÓW LAUROWE


To mydło nastręczyło mi trochę problemów. Chciałam uzyskać mydło dwukolorowe: biało-zielone. Logicznym jest fakt, że wystarczy podzielić masę mydlaną na pół i do jednej połowy dodać olej laurowy, prawda? Jednak miałam wątpliwości, bo przecież w takim razie albo w białej części będzie za dużo ługu w stosunku do oleju, albo w zielonej za mało. Tak na chłopski rozum. Wolałam nie ryzykować, więc zrobiłam tak: spisałam wszystkie oleje do tego mydła (oprócz laurowego) i podzieliłam ich ilości na dwa. Osobno opracowałam przepis na część białą – bez oleju laurowego i zieloną – z olejem laurowym. W ten sposób robiłam jednocześnie dwa mydła, brudząc dwa razy więcej naczyń niż zwykle i zajmując dwa razy więcej miejsca. Ostatecznie moja nieumiejętność robienia wzorków na mydle znów sprawiła, że wcale nie wygląda tak pięknie, jakbym chciała, ale to nic, przynajmniej miałam duuużo zabawy. Nie sądzę, żeby komuś chciało się tak bawić, więc przepisu nie podaję. 

                Podoba wam się zabawa w mydełka? NO TO DO ROBOTY! Samo się nie zrobi :)


18 komentarzy:

  1. Cześć!
    Nawet nie wiesz jak się cieszę że mydełka się udały i będę mogła skorzystać z przepisów! Wyglądają cudownie!:) powiedz tylko gdzie można kupić wodorotlenek sodu? Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam dobrego "dostawcę", więc w sumie nie wiem. A jeśli się czegoś nie wie, to najlepiej szukać w internetach. Na pewno będzie na Allegro lub na jakiejś stronie z półproduktami do kosmetyków.

      Usuń
  2. nie wiem czy to przez te foremki, czy przez ciepły kolor, mydełka wyglądają bardzo smakowicie :P
    również zastanawiam się, gdzie by to można kupić ten tajemny wodorotlenek sodu. gdy zapytałam w aptece pani magister spojrzała na mnie bardzo wymownie...
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. http://zielonyklub.pl/ - tu sprzedają, ale nigdy nic tutaj nie kupowałam.

      Usuń
  3. Wodorotlenek sodu to po prostu soda oczyszczona. A znalazł by się jakiś przepis na krem do twarzy, jakiś lekki i nawilżający? Byłabym bardzo wdzięczna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Soda oczyszczona to wodorowęglan sodu, proszę nie wprowadzać ludzi w błąd.

      Usuń
    2. Zrobiłam do tej pory trzy eksperymentalne kremy do twarzy, przy czym ja używam tylko jednego (reszta trafiła do innych osób), więc tylko o tym jednym mogę pisać. Nie mam dużego doświadczenia w tej materii, nie mam też zbyt wymagającej skóry, więc nie jestem w stanie za bardzo się na ten temat wypowiedzieć - ot, bez różnicy czy nawilżam, czy natłuszczam, nic mi raczej nie zaszkodzi.
      Inna sprawa, jako emulgatora do kremów używam lanoliny - ona powoduje, że kremy są ciężkie, dość tłuste i wolno się wchłaniają, typowe zimówki albo na noc. Żeby uzyskać krem lekki, trzeba byłoby użyć innego emulgatora, np. alkoholu cetylowego, które nie posiadam i kompletnie nie znam jego działania.

      Co do wodorotlenku, owszem, to nie jest soda. JEDNAKOWOŻ do mydła potrzebna jest substancja zasadowa: w teorii mydło można zrobić nawet z Kreta (ABSOLUTNIE NIE POLECAM)albo z popiołu - jak to się robiło kiedyś. Być może latem poeksperymentuję i spróbuję ukręcić coś na popiele.

      Usuń
  4. Hej, jestem fanatyczką mydeł:) przeważnie robię ok. 2kg na raz, ponieważ rzadko mam na to czas... Może też się kiedyś podzielę przepisami, ciągle się waham, bo jeszcze nigdy dwa razy nie robiłam mydła z tego samego przepisu (zawsze coś zmieniam, np dodatki, olejki eteryczne). Aktualnie mam na blogu konkurs rocznicowy. Może chciałabyś przetestować moje mydełko? ;) ma ok. 7% niezmydlonych olejów.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ta gilotynka to do sera, jak mniemam :) A mydła wyglądają świetnie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Gdzież moje maniery... Jako nowy odwiedzacz witam i zachwycam się blogiem, przeglądam go od tygodnia a użytecznych informacji o roślinach odkryłam więcej niż na wszystkich dotychczasowych lekcjach biologii razem wziętych :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam w moje skromne progi!

      Bardzo dziękuję i bardzo się cieszę, że informacje przydatne, bo mnie samej się wydaje, że to tylko ułamek tego, co chciałam bym powiedzieć. Moja wiedza, z kolei, to tylko ułamek tego, czego można się dowiedzieć :)

      Tak też sądziłam, że gilotynka była od sera.

      Usuń
  7. No dobra! Skompletowałam już wszystko co potrzeba do tworzenia mydełek - ale jedna pozycja jest strasznie ciężko dostępna:( Mam na myśli olej laurowy. Zeszłam trzy zielarnie - nie mają i nie będą mieć. W sklepach nie ma. W aptekach nie ma. Zostają mi internety. Ale dostrzegłam dwa rodzaje - olej w formie płynnej i stałej - coś jak olej kokosowy. Którego użyłaś Ty? Może polecisz jakąś firmę? Albo sklep?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja miałam w formie stałej. Ten w formie płynnej to prawdopodobnie nie olej laurowy, tylko macerat olejowy z liści laurowych - swoją drogą, całkiem wartościowy, ale taniej wyjdzie zrobić w domu. W przypadku dodawania do mydła maceratu, w kalkulatorze wpisuje się olej, w którym dane zioła były macerowane. Ja swój kupiłam u zaprzyjaźnionej zielarki, w Internecie nie szukałam i nie mogę polecić konkretnego sklepu. Nie wiem też, gdzie ona go kupuje.

      Usuń
  8. Hej,
    Mam ten sam kłopot - jaki ma być ten olej laurowy - płynny czy stały? Czy to bez różnicy?
    Iza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak pisałam wyżej - stały. Płynny to prawdopodobnie macerat olejowy z liści laurowych. Na tym można się naciąć - bardzo często olej marchewkowy to właśnie macerat (czyli olej, w którym moczyła się marchew, a nie olej tłoczony z nasion marchwi). Trzeba na to uważać, bo można się naciąć, a producent/sklep często nie zamieszcza tej informacji.

      Usuń
  9. 29 yr old Structural Analysis Engineer Inez Sandland, hailing from Le Gardeur enjoys watching movies like Pericles on 31st Street and Surfing. Took a trip to Thracian Tomb of Sveshtari and drives a Ferrari 275 GTB. porada

    OdpowiedzUsuń