WIOSNA! Wiosna pełną parą, w końcu
obudziłam się z zimowego snu!
Przepraszam
Was bardzo za moją małą aktywność na blogu, to wiąże się z życiowymi
porządkami. Wiosna (i jesień) to dla mnie od zawsze czas większej aktywności,
dużych zmian i wymiatania pajęczyn z zakamarków mojej głowy. Dorobiłam się w
końcu swojej działki, więc wpadłam w szał kopania, siania i planowania. Z
działką wiąże się powstanie pewnego projektu o roboczej nazwie „życie”, o
którym z pewnością wkrótce usłyszycie. Póki co, zostawię to otulone tajemnicą.
Wiosna, poza
porządkami, stanowi moment wyjścia z domowego zacisza. Więc razem z samcem,
mozolnie gramolimy się na słońce, bladzi, zasiedziali po zimie, łaknąc słońca i
świeżego powietrza. Odwiedzamy ulubione miejsca, ale też odkrywamy mnóstwo
nowych, a ja wciąż i wciąż przekonuję się, że warto zejść z utartego szlaku, bo
nigdy nie wiadomo, co kryje się za najbliższym pagórkiem. Utwierdzam się w
przekonaniu, że wcale nie trzeba podróżować w odległe krainy, do innego klimatu,
aby odkryć piękno świata. Najważniejsze jest podejście, otwarte oczy, wrażliwe
zmysły i doborowe towarzystwo.
Najwspanialszymi
miejscami na odpoczynek i regenerację bateryjek są te nad wodą. Rzeczki,
jeziorka, stawy, szum wody, plusk ryb – to jest coś, co mnie uspokaja i
pozytywnie nastraja. Dlatego też wyszukujemy namiętnie miejsc, gdzie wody pod
dostatkiem, gdzie latem będzie można rozłożyć namiot, gdzie ptaki śpiewają w
najlepsze i gdzie można łowić ryby.
Odkryliśmy
kolejne takie miejsce, zaledwie 20 km od domu. Miejsce, gdzie w środku lasu
lśni sobie nieduże jezioro, z którego wypływa potoczek. Woda ciurka sobie
całkiem żwawo przez leśny wąwóz, szumi między kaskadami z kamieni i prowadzi do
jednego z bardziej magicznych miejsc, jakie widziałam. Podążając tropem wody,
dotarliśmy do kamiennych ruin. Może był to młyn, może coś innego. Lubię takie
miejsca: zapomniane przez ludzi, opanowane przez dziką przyrodę, która bez
litości zajmuje każde dostępne miejsce. Pozostałości murów rozpychane są przez
korzenie drzew, pojedyncze kamienie pokryła puszysta warstwa mchu, w każdy kąt
wcisnął się dziki agrest, znalazła się nawet polanka z przebiśniegami. Mech,
zieloniutki, soczysty mech porasta wszystko: powalone drzewa, cegły, każde
dostępne miejsce. W tle góruje majestatyczny, olbrzymi świerk. Ach, naprawdę
ciężko słowami opisać takie miejsca!
![]() |
AGRESTY! |
Zastanawialiśmy się, czy w jeziorku będą ryby. Były - prawdopodobnie liny. Skubią sobie delikatnie, spławik tańczy na wodzie, bardzo subtelnie, czasem aż ciężko to wyłapać. Zdecydowanych brań brak, za to wokół spławika mnóstwo bąbelków - żerują sobie tłuścioszki w mule. Bogatsi o te informacje, zgłębiamy tajniki łapania linów.
Są też inne
wspaniałe wieści. Marzec to czas, kiedy z ziemi wyłażą pierwsze
rośliny. To idealny moment dla początkujących zielarzy: roślinki wychylają się
nieśmiało, pojedynczo, bardzo łatwo rozpoznać poszczególne gatunki, których jeszcze
jest niewiele. Każdemu, kto chce rozpocząć przygodę z ziołami, polecam zrobić
to teraz. W maju już można się pogubić w mnogości wszędobylskiej roślinności.
Teraz sprawa jest prosta: chyba każdy rozpozna liście poziomek, wyglądające
nieśmiało ze ściółki. Bardzo łatwo zlokalizować śledziennicę, o bardzo
charakterystycznym pokroju i żółtych kwiatuszkach. To idealny moment na
pierwszą jadalną zieleninkę.
I mnie udało
się nazbierać wczoraj zielonych listków, w sam raz na prostą sałatkę do
kiełbasek z ogniska. Jedni kupują mieszanki sałat w sklepie, ja zbieram je
sobie sama. Fakt, jest to czasochłonne, jak polazłam w gąszcz, tak przepadłam
na godzinę. Ale to nic, to wzmaga apetyt. I nic nie smakuje tak dobrze, jak
własnoręcznie pozyskane jedzenie.
Zaczynając od
lewego górnego rogu:
Podagrycznik
pospolity (Aegopodium podagraria) –
bardzo powszechny chwast, wciska się dosłownie wszędzie. Jest to roślina z
rodziny selerowatych, nie dziwi więc delikatny selerowo-pietruszkowy posmak.
Młode, delikatne listki są wyśmienite na surowo. W pełni sezonu, kiedy są
starsze, wrzucam je na chwilę na patelnię, z masłem – wychodzi szpinakopodobna
papka. Co prawda, ze wszystkich roślin selerowatych, podagrycznik jest do
rozpoznania najłatwiejszy i nie powinno być żadnych pomyłek, jednak uczulam –
ta rodzina zawiera zarówno gatunki jadalne jak i silnie trujące, więc nie
należy ich spożywać, jeśli nie ma się absolutnej pewności. Jednak jestem pewna,
że każdy będzie w stanie tę roślinę rozpoznać.
Rzeżucha
gorzka (Cardamine amara) – pyszności!
Roślinka upodobała sobie stanowiska podmokłe – rośnie na bagnistych brzegach cieków
wodnych, często trzyma stopy w wodzie. Smakuje jak rzeżucha, jest PYSZNA!
Delikatna, najpierw słodkawa, później ujawnia swoją pikantną naturę. Rewelacja
do pomidorów, pomylić jej nie można z niczym innym, najłatwiej rozpoznać po
smaku. Trzeba pamiętać, aby listki myć, bo to przysmak ślimaków. Istnieje opcja, że to rukiew wodna (Nasturtium officinale), również jadalna, podobna do rzeżuchy. Sprawa oficjalnie wyjaśni się przy kwitnieniu.
Czosnaczek
pospolity (Alliaria petiolata) –
niepozorna roślinka. W pełni sezonu łatwiejsza do rozpoznania ze względu na
kwiaty. Ale też w czasie kwitnienia robi się mniej smaczna, gorzkawa. Czosnaczek
rozpoznaje się na czuja. Mimo, że jest to roślina z rodziny kapustowatych, mnie
bardziej przypomina jasnoty. Listki mogą być trudne do zlokalizowania w gąszczu
całej zielonej drobnicy, dlatego trzeba zdać się na węch. To znaczy, trzeba
zerwać listek, rozetrzeć w palcach i powąchać – pachnie czosnkiem, jak sama
nazwa wskazuje. Smakuje też czosnkiem. Wspaniały dodatek do wiosennych surówek,
jednak warto pamiętać, że pod wpływem temperatury traci aromat, więc do
gotowania się nie nadaje. To bardzo powszechny w lasach gość.
Czosnek
szczypiorek (Allium schoenoprasum) – to nic innego, jak dzika, leśna forma
znanego wszystkim, uprawnego szczypioru. Bardzo łatwy do znalezienia – listki to
cienkie, ciemnozielone rurki, nie sposób pomylić z trawą. Poza tym – pachnie
szczypiorkiem. Jestem człowiekiem, który od dzieciństwa ma straszną awersję do
wszystkich warzyw cebulowych (oprócz czosnku), ale ten szczypiorek jem nawet
ja. Rośnie w lesie, znaleźć łatwo :)
Cztery
roślinki, trochę soli, przydałoby się ciut oliwy, ale tego w terenie brak – i jest
surówka. Pierwsze nowalijki, o wiele lepsze niż kupne, bo nie pędzone. Pełne
witamin, soczyste, zieloniutkie – to właśnie to, czego tak bardzo człowiekowi
brakuje po zimie, to sposób, żeby mieć warzywa szybciej niż inni. Pamiętajcie:
wczesna wiosna to najlepszy moment na zbiór jadalnych roślin liściastych. Z
czasem (i z wiekiem) listki przestaną być delikatne. Zrobią się sztywniejsze,
bardziej włókniste, często gorzkawe. Owszem, wciąż jadalne, ale wtedy wymagać
będą obróbki termicznej.
Bogatsi o tę wiedzę – WIO DO
LASU, SZUKAĆ JEDZENIA!
piekny las ,tesknie za takim,mieszkam w Irlandii i tu niestety takich lasow prawie nie ma,tylko swierkowe nasadzenia pod wycinke,ale od tygodnia zbieram sok z brzozy,przepyszny ,namiastka kraju,polecam
OdpowiedzUsuńO! Zdążyłam zapomnieć o soku z brzozy, będę musiała sobie zebrać. Dzięki za przypomnienie :)
UsuńHej Drosera masz ogromna wiedze o ziolach,ja tez mam nienajgorsza ale przy tobie wymiekam,myslalas moze o napisaniu zielnika chetnie bym cos takiego od ciebie kupila :)pozdrawiam serdecznie Anka anonimowa
OdpowiedzUsuńHaha, bardzo mi schlebiasz, ale moja wiedza o ziołach jest jeszcze baaardzo nikła. Swoją wiedzę czerpię właśnie z zielników i książek wszelakich, na rynku jest tego mnogo, więc raczej nic nowego bym nie wniosła.
UsuńPozdrawiam :)