Strasznie stęskniłam
się za robieniem mydła.
Brakowało mi bardzo tego planowania: jakie
oleje, w jakich proporcjach, jakie dodatki, a później mieszania i niecierpliwego czekania na efekty. Mimo, że jestem w tym
temacie dość początkująca, bo ukręciłam łącznie z 7 mydeł (i
to takich bez szału), wyobraźnia zaczęła mi działać na wysokich
obrotach. Naoglądałam się filmików, jak robić wzorki, maziaje i
inne cuda. Zgłębiłam temat naturalnych barwników, bo absolutnie
nie chcę używać sztucznych. Kombinowałam z jakich ziół zrobić
maceraty olejowe do mydła. No, tęsknota pełną parą.
Tylko, że wkradły takie małe życiowe
problemy: mam dom o powierzchni 15 m kwadratowych, cztery garnki i
absolutny brak bieżącej wody. To się nie może udać. Gdzie ja
będę trzymać półprodukty (na razie siedziały w domu rodzinnym)?
Gdzie będzie leżakować mydło? No nie da się, no.
Podzieliłam się tymi
spostrzeżeniami z Samcem. Prychnął, brew zmarszczył, orzekł:
- Czyli po prostu Ci
się nie chce?
Zapowietrzyłam się
niesamowicie i oburzyłam. Jak to, mi się nie chce?! Wszak warunków
nie ma! Pooburzałam się tak jakąś dobę, pooglądałam więcej
mydlanych filmików w Internecie. Posmuciłam się, że nawet tego
nieszczęsnego NaOH nie mam pod ręką, to może chociaż jakieś
najtańsze na rzepaku i smalcu by było... Pokręciłam się po
ogródku i olśnienia doznałam: POPIÓŁ!
No jak nie, jak tak?
Przeca pierwotnie mydło robiło się ługu uzyskanego z popiołu
drzew liściastych, a tu sobie elegancko stoi wiadro pełniuśkie
tego surowca. Z dębu i olchy. Temat zgłębiłam, napaliłam się
niesamowicie i przystąpiłam do działania, wiedząc, że ług z
popiołu jest bardziej potasowy, więc mydło wyjdzie w paście.
Czary i magia. A było to
tak:
Wiadro popiołu zalałam
wodą, tak, żeby się dało wymieszać. Wybełtałam, odstawiłam na
godzinę. Przecedziłam przez starą rajstopę i uzyskałam takie
paskudne, szare cuś. Wlałam do garnka, wstawiłam elegancko na
kuchenkę i cierpliwie czekałam aż odparuje.
Produkt wyjściowy |
Kiedy już ładnie
odparowało, zlałam do słoika. Okazało się, że zrobił się
piękny, klarowny bursztynowy płyn. Zostawiłam do ostygnięcia,
żeby się ustało i można było zlać znad osadu. Teraz ważna
rzecz: żeby zrobić mydło, wypadałoby wiedzieć jakiej mocy ma się
ług, żeby dobrać do tego ilość tłuszczów. Dobrze byłoby mieć
do tego ługometr (takie drewniane ustrojstwo, działa na zasadzie
siły wyporu). Że jestem niecierpliwia i chciałam na już,
znalazłam prostszy sposób: wrzucić do ługu surowe jajo. Jak tonie
– trzeba dalej odparować. Jak pływa - jest ok.
Oczywiście, nie byłabym
sobą, gdybym nie poszła na skróty jeszcze bardziej. Ług miał
konsystencję syropu, a w lodówce zostały ostatnie dwa jajka na
śniadanie. Wniosek prosty: na pewno jest OK :D
Gotowy ług z popiołu |
Idziemy dalej: jakby coś
nie wyszło, stwierdziłam, że nie będę szaleć z drogimi olejami,
jednocześnie chciałabym mieć coś mocno pielęgnującego, jeśli
wyjdzie. Trafiło na najtańszą oliwę z oliwek, z wytłoczyn, szalone 14 zł
za litr. Podgrzałam ok. pół litra oliwy, sugerując się
informacją, że w przypadku ługu z popiołu, oleju powinno być około dwa razy więcej. No i bałam się, że ługu może być za
dużo, że całe tłuszcze się zmydlą i będzie żrące.
No i przedobrzyłam :D
Wlałam ług do tłuszczu.
Cierpliwie miksowałam, podgrzewałam, miksowałam, podgrzewałam. Po
pół godziny konsystencja w ogóle się nie zmieniała, ja popiołu
więcej nie miałam, zrobiłam w myślach rachunek sumienia i doszłam
do wniosku, że jeśli brakuje tylko trochę zasady, żeby ruszyło,
to dodam sody oczyszczonej. Myślę, że to było posunięcie nie do
końca mądre, ale - hej - jeśli coś jest głupie ale działa, to nie jest głupie.
Nie zadziałało.
A tak dobrze się zapowiadało... |
No cóż, eksperyment
okazał się porażką, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie
wyszło.
Doświadczenie dało mi dwie rzeczy:
- DA SIĘ. Nawet w moim baraku, nawet nie mając za bardzo pola do popisu. Choćbym miała oleje grzać na ognisku. Da się. Tylko trzeba ruszyć dupsko.
- Dostałam kopa motywacyjnego i przekonałam Samca, że zakup półproduktów to bardzo ważna rzecz (on sobie kupił w związku z tym ekspres do kawy. Wszyscy zadowoleni. Swoją drogą, ciekawe co na to powie znajoma znajomego od drukarki :D)
Historia kończy się
tak, że tłuszcze wcale się nie zmarnowały. Odstały dwa dni w
garnku, ja dokonałam dziś zakupów u Inez (dostając gratis w
postaci całej góry szklanych buteleczek – jeszcze więcej
radości!) i przeliczyłam ile KOH potrzebuję, żeby naprawić to,
co nabroiłam. Teraz, kiedy piszę ten post, w garnku mydli się moje
pierwsze mydło potasowe (a Samiec robi sobie kawę). Z samej oliwy.
Pachnie pięknie mydłem marsylskim. O ironio, kiedyś kupowałam płyn do
mycia podłóg o tym zapachu, tak go lubię.
Coraz lepiej :) |
Bonus od Inez - do umycia i poodklejania |
Gęba mi się sama
uśmiecha, a w notatniku już mam zaplanowane mydło laurowe, które
jeszcze dziś zmajstruję.
Wnioski z historii:
- Jak Ci się wydaje, że coś stoi poza zasięgiem Twoich możliwości, prawdopodobnie tylko Ci się wydaje. Myśl, kombinuj i wyjdź poza schematy, bo sposobów na rozwiązanie problemu jest mnóstwo. Jak mawia Samiec: każdy kij ma dra końce. Jak go złamiesz, to będziesz mieć już cztery.
- Każdą porażkę można przekuć w sukces. Wystarczy schować do kieszeni ego, które potrafi być straszną k*rwą i działać na naszą niekorzyść. Nie zamartwiaj się, że nie wyszło. Nie zachowuj się jak dziecko, które strąca z planszy pionki i się obraża, bo zaczęło przegrywać w Chińczyka. Daj sobie czas, przemyśl zagadnienie, zastanów się jak sytuację naprawić, lub co zrobić w przyszłości, żeby wyszło lepiej.
- Mydło jest dobre na wszystko (kawa też) :)
Pierwsza kawa z ekspresu |
Gratuluję, do czego będziesz używała tego mydła? Mycia samej siebie czy sprzątania domu?
OdpowiedzUsuńSkąd wiedziałaś, że mydło "nie ruszyło"? Nie robiło się budyniowe? Pytam, bo sama nie robiłam mydła z podstawowych składników, tylko starłam Białego Jelenia na jarzynówce i dodałam cynamon i inne takie.
Widziałaś może tę stronę:
http://mydlo.c0.pl/forum_mydlo/index.php?topic=206.0
Piszą, jak wykonać ługometr. Może przyda Ci się taka inspiracja.
Pozdrawiam - Rebel
Jest z samej oliwy - typowo pielęgnacyjne, więc do ciała. Na bazie takiego mydła można zrobić np. żel pod prysznic, mydło w płynie. Można też zrobić szampon do włosów, ale tu już trzeba dość dokładnie dobrać oleje i znać swoje włosy. Takie 100% z oliwy raczej się nie nada.
UsuńDo sprzątania lepiej spisuje się z oleju kokosowego - świetnie odplamia i dobrze się pieni.
"Nie ruszyło", tzn. nie zgęstniało. Na początku składniki ładnie się połączyły, ale w ogóle nie zaczęło gęstnieć, ba, po jakimś czasie rozwarstwiło się i olej pływał po wierzchu. Dodałam już normalny ług i zrobił się ładny budyń. Pierdzieliłam się z tym i tak dwa dni, bo oliwa ciężko saponifikuje. Dopiero po dodaniu gliceryny (alkohol), zaczęło mi żelować, ale to wciąż nie to. Wsadziłam już w słoiki, dziś będę grzać dalej w kąpieli wodnej. Jak nie pójdzie, zostawię do dojrzewania, w końcu samo dojdzie :)
Polecam mydło od podstaw - nawet delikatny Biały Jeleń się nie umywa.
Uwielbiam przygody, a ten post czytało się trochę jak przygodę.
OdpowiedzUsuńSzkoda tylko, że znajoma znajomego od drukarki już się o tym nie dowie.
Ooo, jakże płakusiam.
Usuńwow, mydło z popiołu
OdpowiedzUsuńpróbowałaś raz jeszcze?
Hitler też robił mydło z popiołu
OdpowiedzUsuńDziewczyno, jesteś wielka wydaj książkę :) mnie Di robienia mydła i innych zmusiły warunki ale zajebisty jest w tym to, że nic się nie marnuje 😉
OdpowiedzUsuńCzesc-probowalas pwtorzyc eksperyment? Przymierzam sie do zrobienie supernaturalnego mydla z popiolu drzewneo. POwiedz co wlasciwie poszlo nie tak pzy pierwszej probie- propopcje?
OdpowiedzUsuńŁug chyba że dwa dni powinien odstać a nie godzinę. Będę testować w najbliższym czasie
OdpowiedzUsuń