Do południa
jeszcze trochę czasu, ale już teraz czuć, że z nieba lać będzie się żar. Słońce
bezlitośnie wisi na bezchmurnym niebie, grzejąc każdą możliwą powierzchnię.
Świat jest suchy jak pieprz. Świat się kurzy pylistą ścieżką, szeleści
przesuszoną trawą, wibruje cykaniem świerszczy, a poza nimi, życie pozornie
zamiera.
W momencie, w
którym do mojego nosa dociera upajający, słodki zapach, wszystko się zmienia.
Wśród suchego krajobrazu, wśród przekwitłej czeremchy, mieszka sobie w
najlepsze królowa ostatnich tygodni – róża pomarszczona (Rosa rugosa). A jej szpaler pełen jest życia. Monotonna, spokojna
pieśń koników polnych zostaje kompletnie zagłuszona przez energiczne,
chaotyczne bzyczenie na różnych częstotliwościach: trzmiele wielkie jak
bombowce buczą nisko i jednostajnie, podczas gdy te malutkie brzęczą jak
oszalałe, a ich brzęczenie świdruje mózg. Pracowite brzękadełka śmigają od
kwiatka do kwiatka, nurzając się w pyłku, śpiesząc się niesamowicie, jakby
koniecznie musiały zebrać wszystko do zachodu słońca, a ścigane są przez nieco
spokojniejsze, ale wciąż równie pracowite pszczółki.
Taki piękny
spektakl przyszło mi oglądać przy zbieraniu płatków róż. Spektakl, który na
pewno troszkę zakłóciłam, kiedy delikatnie wyganiałam lokatorów z kwiatków.
Czasami zdarza się wraz z płatkami złapać w rękę takiego zagubionego trzmiela
czy pszczołę. Owad bzyczy wtedy z oburzeniem, a wypuszczony zapewne zaciska
łapkę w piąstkę i odgraża się, z przekrzywionym kapeluszem. Przecież on już
jest spóźniony, przecież on musi zbierać pyłki!
Te wibrujące w
dłoni owady kojarzą mi się zawsze z opowieścią mojej mamy: jako mała
dziewczynka łapała do pudełka po zapałkach chrabąszcze majowe. Rozeźlone
chrabąszcze brzęczały wściekle, dając dzieciom niesamowitą radochę z takiego
„radyjka”. Nie pytałam, co było dalej, ale mam cichą nadzieję, że owadom
zwracano później wolność.
Róża
pomarszczona jest moim różanym ulubieńcem. Kwiaty mają piękny kolor, owoce
rosną duże i dorodne. No i zapach! Oszałamiający, luksusowy. Tę letnią odrobinę
luksusu wprowadzam sobie do domu.
Nie jestem
zwolennikiem zapychania się cukrem, więc odpuściłam ucieraną konfiturę i syrop
różany. Postawiłam raczej na zastosowanie kosmetyczne i herbatki. W ten sposób
wśród moich magicznych słoiczków znalazły się:
Płatki róży
wraz z suszonymi kwiatami kasztanowca, zalane olejem ze słodkich migdałów. Z
tego oleju i z wody czeremchowej ukręcę krem dla mamy, taki do cery naczynkowej,
taki, po którym obudzi się 20 lat młodsza :)
Płatki róży i kwiaty kasztanowca w oleju ze słodkich migdałów |
Różane perfumy zamarzyły mi się, więc w innym
słoju płatki róż zalałam rozpuszczonym olejem kokosowym i wystawiłam na słońce.
Pogoda sprzyja, olej jest płynny przez cały dzień. Po odcedzeniu i zastygnięciu
będę mieć maść różaną, do użytku jako perfumy do smarowania, ewentualnie jako
dodatek do innych mazideł. Może krem pod oczy? Może smarowidło do ust? Ważne,
żeby pachniało różą.
W jeszcze innym słoiczku róża zalana została
alkoholem. Tu już kosmetycznie nie będzie. Po odstaniu wymieszam różaną wódkę z
wodą z miodem i będę mieć aromatyczną nalewkę, która zimą będę przypominać mi
lato.
W kolejnym
słoiczku róża moczy się w tegorocznym occie mniszkowym. Taki specyfik posłuży
mi za bazę do toniku do twarzy. Kompletne różane szaleństwo!
Do tego róża
ususzyła się pięknie i zajęła mi trzy dwulitrowe słoje. Wydaje mi się, że jest
jej dostatecznie dużo, ale coś czuję, że gdy sezon różany się skończy, mój
zapasik zniknie w zastraszającym tempie, bo płatki dodawane do herbaty cieszą
się u mnie dużą popularnością.
Słoje z suszonymi ziołami, to słoje pełne szczęścia. Powoli szczęśliwe słoiki przestają mieścić mi się w szafce. |
Z suszonej
róży skonstruuję jeszcze sól do kąpieli i peeling cukrowy. Cała będę różana!
Dla porównania delikatna róża dzika (Rosa canina) |
Lećcie
zbierać, póki jest! Co prawda, nowych kwiatów ciągle przybywa, ale szkoda byłoby
nie zdążyć ze zbieraniem.
Mogłabym pozrywać z ogródków pod blokiem, ale sąsiadki krzywo patrzą :D
OdpowiedzUsuńNa mnie też krzywo patrzyli jak zrywałam forsycję, ale wychodzę z założenia, że jak przekwitnie, to już pożytku z tego nie będzie, a u mnie w spiżarni przecież się nie zmarnuje. Ba, chętnie poczęstuję innych!
UsuńZbieraj o świcie, gdy sąsiadki śpią :)