sobota, 13 czerwca 2015

Różane luksusy




Do południa jeszcze trochę czasu, ale już teraz czuć, że z nieba lać będzie się żar. Słońce bezlitośnie wisi na bezchmurnym niebie, grzejąc każdą możliwą powierzchnię. Świat jest suchy jak pieprz. Świat się kurzy pylistą ścieżką, szeleści przesuszoną trawą, wibruje cykaniem świerszczy, a poza nimi, życie pozornie zamiera. 

W momencie, w którym do mojego nosa dociera upajający, słodki zapach, wszystko się zmienia. Wśród suchego krajobrazu, wśród przekwitłej czeremchy, mieszka sobie w najlepsze królowa ostatnich tygodni – róża pomarszczona (Rosa rugosa). A jej szpaler pełen jest życia. Monotonna, spokojna pieśń koników polnych zostaje kompletnie zagłuszona przez energiczne, chaotyczne bzyczenie na różnych częstotliwościach: trzmiele wielkie jak bombowce buczą nisko i jednostajnie, podczas gdy te malutkie brzęczą jak oszalałe, a ich brzęczenie świdruje mózg. Pracowite brzękadełka śmigają od kwiatka do kwiatka, nurzając się w pyłku, śpiesząc się niesamowicie, jakby koniecznie musiały zebrać wszystko do zachodu słońca, a ścigane są przez nieco spokojniejsze, ale wciąż równie pracowite pszczółki. 

Taki piękny spektakl przyszło mi oglądać przy zbieraniu płatków róż. Spektakl, który na pewno troszkę zakłóciłam, kiedy delikatnie wyganiałam lokatorów z kwiatków. Czasami zdarza się wraz z płatkami złapać w rękę takiego zagubionego trzmiela czy pszczołę. Owad bzyczy wtedy z oburzeniem, a wypuszczony zapewne zaciska łapkę w piąstkę i odgraża się, z przekrzywionym kapeluszem. Przecież on już jest spóźniony, przecież on musi zbierać pyłki! 

Te wibrujące w dłoni owady kojarzą mi się zawsze z opowieścią mojej mamy: jako mała dziewczynka łapała do pudełka po zapałkach chrabąszcze majowe. Rozeźlone chrabąszcze brzęczały wściekle, dając dzieciom niesamowitą radochę z takiego „radyjka”. Nie pytałam, co było dalej, ale mam cichą nadzieję, że owadom zwracano później wolność. 

Róża pomarszczona jest moim różanym ulubieńcem. Kwiaty mają piękny kolor, owoce rosną duże i dorodne. No i zapach! Oszałamiający, luksusowy. Tę letnią odrobinę luksusu wprowadzam sobie do domu.

Nie jestem zwolennikiem zapychania się cukrem, więc odpuściłam ucieraną konfiturę i syrop różany. Postawiłam raczej na zastosowanie kosmetyczne i herbatki. W ten sposób wśród moich magicznych słoiczków znalazły się:

Płatki róży wraz z suszonymi kwiatami kasztanowca, zalane olejem ze słodkich migdałów. Z tego oleju i z wody czeremchowej ukręcę krem dla mamy, taki do cery naczynkowej, taki, po którym obudzi się 20 lat młodsza :) 

Płatki róży i kwiaty kasztanowca w oleju ze słodkich migdałów
 Różane perfumy zamarzyły mi się, więc w innym słoju płatki róż zalałam rozpuszczonym olejem kokosowym i wystawiłam na słońce. Pogoda sprzyja, olej jest płynny przez cały dzień. Po odcedzeniu i zastygnięciu będę mieć maść różaną, do użytku jako perfumy do smarowania, ewentualnie jako dodatek do innych mazideł. Może krem pod oczy? Może smarowidło do ust? Ważne, żeby pachniało różą.

 W jeszcze innym słoiczku róża zalana została alkoholem. Tu już kosmetycznie nie będzie. Po odstaniu wymieszam różaną wódkę z wodą z miodem i będę mieć aromatyczną nalewkę, która zimą będę przypominać mi lato. 

W kolejnym słoiczku róża moczy się w tegorocznym occie mniszkowym. Taki specyfik posłuży mi za bazę do toniku do twarzy. Kompletne różane szaleństwo!

Do tego róża ususzyła się pięknie i zajęła mi trzy dwulitrowe słoje. Wydaje mi się, że jest jej dostatecznie dużo, ale coś czuję, że gdy sezon różany się skończy, mój zapasik zniknie w zastraszającym tempie, bo płatki dodawane do herbaty cieszą się u mnie dużą popularnością. 

Słoje z suszonymi ziołami, to słoje pełne szczęścia. Powoli szczęśliwe słoiki przestają mieścić mi się w szafce.


Z suszonej róży skonstruuję jeszcze sól do kąpieli i peeling cukrowy. Cała będę różana!

Dla porównania delikatna róża dzika (Rosa canina)

Lećcie zbierać, póki jest! Co prawda, nowych kwiatów ciągle przybywa, ale szkoda byłoby nie zdążyć ze zbieraniem.

2 komentarze:

  1. Mogłabym pozrywać z ogródków pod blokiem, ale sąsiadki krzywo patrzą :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na mnie też krzywo patrzyli jak zrywałam forsycję, ale wychodzę z założenia, że jak przekwitnie, to już pożytku z tego nie będzie, a u mnie w spiżarni przecież się nie zmarnuje. Ba, chętnie poczęstuję innych!
      Zbieraj o świcie, gdy sąsiadki śpią :)

      Usuń