niedziela, 28 czerwca 2015

Peeling do ciała - różanego szaleństwa ciąg dalszy




Mam straszliwy ziołowy zastój, co niepomiernie mnie smuci.

Wynika to z faktu, że ostatnio z przymusu bardzo dużo czasu spędzam w Dużym Mieście, a Duże Miasto skutecznie wysysa ze mnie chęć do życia (a nawet do myślenia). Po powrotach do domu zazwyczaj wegetuję, pochłaniając książki i myśląc o tym wszystkim, czego jeszcze nie zebrałam, a powinnam. Ciągłe deszcze jednak mnie trochę usprawiedliwiają. Od tygodnia wybieram się na kwiat lipy i na dziurawca, ale wczoraj okazało się, że w mojej okolicy lipa zakwitła dopiero jedna i nie mam szans sięgnąć jej kwiatów, a dziurawiec leni się jak nigdy i ani myśli o wypuszczaniu pąków. Cierpliwie na nie poczekam.

W czasie oczekiwania postanowiłam uporządkować trochę moją kolekcję wszystkiego. Powkładać suszone zioła do słoiczków, zrobić etykietki, przetestować moje pierwsze mydło, zrobić kolejne, odcedzić wszystkie intrakty, oleje, pozaglądać do wszystkich win, octów i nalewek.

Porządki przyniosły mi rzecz świetną. Jak wspominałam w poprzednim poście, do oleju kokosowego wrzuciłam płatki dzikiej róży i wystawiłam przed dom, na słońce, żeby olej sobie powoli naciągał, pachniał i przypominał mi lato. Przy okazji porządków w końcu go odcedziłam, przy odcedzaniu wysmarowałam nim siebie, pół kuchni i całą rodzinę i w efekcie, oprócz oleju, została mi miseczka nasączonych olejem płatków róży, które pachną jak pączki z różaną konfiturą. Naprawdę, zapach niesamowity. Szkoda było mi ich wyrzucać, więc zrobiłam z nich… różaną konfiturę. Taką do ciała. Taką peelingującą. 

Peeling różany

Składniki:


  • Płatki róż, nasączone olejem kokosowym
  • Cukier
  • Miód
  • Oliwa magnezowa (chlorek magnezu rozpuszczony w wodzie)


Przygotowanie:

Płatki róży zmiksowałam na w miarę gładką masę, utarłam z miodem i cukrem. Okazało się, że peeling jest trochę zbyt klejący i za mało olejowy, więc dodałam kilka łyżek oleju, z którego wcześniej odcedziłam różę. Na końcu dolałam jeszcze oliwy magnezowej, żeby mieć pewność, że peeling mi się nie zepsuje. Proporcje zależą od ilości róży i od tego, jaką konsystencję sobie wymarzymy. Całość zapakowałam w słoiczki i wącham trzy razy dziennie, opierając się pokusie wyjadania łyżeczką, bo pachnie bardzo jadalnie :)


Peeling przetestowałam na razie tylko na dłoniach. Pozostawił je jedwabiście gładkie, mięciutkie i pachnące, wygładził mi też paznokcie – to spory sukces, bo moje dłonie nie wyglądają ostatnio rewelacyjnie (taki los ogrodnika). Są suche, szorstkie i zniszczone, więc efekt bardzo mnie ucieszył. Nie mam pojęcia, czy w takich płatkach róży, moczących się przez dwa tygodnie w oleju zostały jakieś wspaniałe właściwości, ważne, że działa i pięknie pachnie.

2 komentarze: