Co ze sobą zrobić w słoneczne popołudnie lub leniwą niedzielę? Iść do kina lub na zakupy? Usiąść przed telewizorem? Posprzątać dom?
O ile sprzątanie domu jest jeszcze celowe, proponuję odłożyć je na później i skupić się jednak na odpoczynku i relaksie. A co nam jest potrzebne, żeby się zrelaksować? Bardzo niewiele. Wystarczy blaszany kubek, stary garnek lub czajnik, butelka wody i zapałki.
Kiedy już
uda nam się zebrać potrzebny ekwipunek, który wzbogacić można w książkę,
przekąskę lub psa, wystarczy założyć buty i wyjść z domu. Później droga wolna:
można iść przed siebie, w nieznane, lub
wybrać ulubione, spokojne miejsce. Grunt, żeby odpoczywać. Cieszyć się słońcem,
świergotem ptaków i listkami, nieśmiało wyglądającymi z pąków. Uśmiechnąć do
pierwszych mniszków, które za dwa tygodnie wylądują w syropie, powąchać fiołka,
chowającego się wśród listowia, przyjrzeć się lśniącemu żuczkowi, maszerującemu
dzielnie do celu, nieznanemu nam, ale na pewno bardzo istotnemu. Gdy już
dotrzemy do wybranego miejsca lub po prostu zapragniemy chwili przerwy, należy
rozejrzeć się za kilkoma zapomnianymi gałęziami na opał i przypatrzyć się
uważnie trawie pod nogami. Tam właśnie kryją się skarby. Nie tylko w trawie
zresztą, na gałązkach okolicznych drzew i krzewów też. Wśród skarbów na pewno
uda się wyłuskać coś ciekawego na herbatkę. Nada się do nie całe mnóstwo
rzeczy, o ile tylko wiem, jakaż to roślinka wygląda do mnie z gąszczu całej
reszty, nie omieszkam uszczknąć kilku listków lub kwiatków. Albo dlatego, że
jest jednym z moich ulubieńców, albo po prostu tej jeszcze nie próbowałam. Po
zebraniu listków, kwiatków i patyków, po pieczołowitym umieszczeniu ich w
blaszanym kubeczku, pozostaje tylko rozpalić ogień i zagotować wodę. Z kubkiem
naparu siadam na moim ulubionym drzewie, wypatruję saren i żurawi. Wsłuchuję
się w cichy szmer wody, ptasi trel i szelest roślinności. Wiecie, że każde
drzewo i każda trawka szumi inaczej? Szum brzozowego zagajnika, jesiennego
trzcinowiska lub gęstego, świerkowego lasu jest tak charakterystyczny, że nawet
teraz, siedząc w fotelu przy mruczącym radio, umiem wyobrazić sobie w głowie te
wszystkie charakterystyczne dźwięki.
Co tym
razem zagościło w naszych kubeczkach? Młode listki pokrzywy, wrotyczu, głogowe
patyki z nabrzmiałymi pąkami, a wszystko zwieńczone aromatycznym, perfumowanym
liściem arcydzięgla.
Od razu
uprzedzam: takie spontaniczne napary nie zawsze zachwycają, ale nie można
odmówić im tego, że są intrygujące. W roślinach kryje się niesamowite bogactwo
smaków. Herbatka w plenerze to jeden z
moich ulubionych sposób spędzania wolnego czasu, zdecydowanie.
Pozdrawiamy z Bobkiem z naszej (nie)słonecznej (chwilowo!) wsi :)
Mmmm pakuję się i jadę!
OdpowiedzUsuń