sobota, 23 maja 2015

Tygodniowy przegląd gatunków II




Znów tydzień uciekł mi w mgnieniu oka, a w dodatku był dość męczący i intensywny, ale nie w taki sposób, w jaki bym chciała, bo wiązał się głównie z obowiązkami, które nijak mają się do ziółek.
Mimo to, udało mi się kilka razy wyjść w teren, w dodatku standardowo nadrabiam wszystkie plany w weekend. Poza zbieraniem spotkało mnie kilka naprawdę świetnych rzeczy, które sprawiły, że latam 30 cm ponad ziemią i mam ochotę przytulić cały świat. Po pierwsze, Pleban Z. skonstruował mi suszarnię na zioła z prawdziwego zdarzenia. Nie była to żadna niespodzianka, ale cały czas sądziłam, że będzie to konstrukcja dość prowizoryczna. Dlatego też ujrzawszy efekt końcowy, opadła mi szczęka i gdybym mogła, najchętniej gapiłabym się na suszarnie przez cały dzień. Taki prezent nie może się marnować, więc obecnie cała zawalona jest zielskiem i okazało się, że mogłaby być trochę większa. O jakieś siedem razy.
Poza suszarnią, udało mi się skompletować produkty na moje pierwsze mydło. Po godzinach intensywnych analiz i przemyśleń, w końcu udało mi się (a raczej kalkulatorowi zmydlania) opracować recepturę i przystąpiłam do działania. Wszystko okazało się banalnie proste i mydełko szczęśliwie dojrzewa. Doglądam go dzień w dzień i doczekać się nie mogę, kiedy je przetestuję, bo dopiero wtedy okaże się, czy na pewno wszystko jest ok.
Ukręciłam jeszcze kilka rzeczy, ale o tym za chwilę. Czas opisać, co też zbierałam w tym tygodniu. 


Kwiatostany głogu (Crataegus sp.) – oszołomiła mnie ich ilość i zapach. Zbierane były pod czujnym okiem krówek, które pasą się dosłownie wszędzie dookoła i nie zawsze mają przyjazne nastawienie. Głóg znany jest ze swojego dobroczynnego wpływu na serce i układ krwionośny. Polecany jest przy nadciśnieniu, cukrzycy, miażdżycy, zaburzeniach krążenia. Kwiatostany zbieram razem z liśćmi i suszę. Poza suszeniem, przygotuję też intrakt: jedną część surowca zaleję pięcioma częściami gorącego alkoholu 50% i odstawię na dwa tygodnie w ciepłe miejsce. Intraktem obdaruję moją babcię, która ma problemy z ciśnieniem.


Glistnik jaskółcze ziele (Chelidonium majus) – od dawna wiem, że to roślina o właściwościach leczniczych, ale nie znałam jej zastosowania (poza zwalczaniem kurzajek). Obiło mi się jednak o uszy, że glistnik likwiduje problemy skórne maści wszelakiej, łącznie z tymi, będącymi skutkiem atopowego zapalenia skóry. Zaciekawiło mnie to i zastanawiałam się co z glistnikiem zrobić, żeby przydał mi się w kosmetyce. Zaczęłam więc czytać. I wyczytałam takie cuda, że od razu wyruszyłam na zbiór.  Z glistnika zrobiłam intrakt (znów proporcje 1:5, alkohol 70%) oraz gliceryt (rozdrobnione ziele zrosiłam spirytusem i zalałam gliceryną). Gliceryt wykorzystam w kosmetykach, w planie mam zrobić krem o właściwościach antybakteryjnych i przeciwzapalnych, taki, który walczyć będzie ze wszystkimi problemami skórnymi. Intrakt, również przeciwzapalny i w dodatku przeciwbólowy nada się do smarowideł przeciwreumatycznych (znów przetestuję na babci). Wewnętrznie stosowany przyda się w walce ze stresem (chociaż, powiedzmy sobie szczerze, ja się stresować nie potrafię), z bezsennością, z bolesnymi menstruacjami, dodatkowo chronić będzie wątrobę i hamować rozwój chorobotwórczych bakterii, grzybów, wirusów. Dodatkowo, jest to surowiec o działaniu przeciwnowotworowym. Same dobrodziejstwa! Chyba zostaniemy dobrymi przyjaciółmi. Pamiętać należy, że glistnika nie wolno przyjmować kobietom w ciąży oraz osobom z jaskrą. Więcej o glistniku przeczytacie tutaj. 


Bluszczyk kurdybanek (Glechoma hederacea) – zbieram ten z miejsc słonecznych, tworzący intensywnie wybarwione, kwitnące dywany. Poza tym, że kurdybanek stał się ostatnio moją ulubioną przyprawą, ma szereg innych zastosowań, dlatego też już zajął miejsce w mojej suszarni. Napar z ziela stosuje się przy kaszlu, zapaleniu płuc i oskrzeli, chrypkach i innych zaburzeniach układu oddechowego, więc z pewnością przyda się na czas jesienno-zimowy. Dodatkowo kurdybanek korzystnie wpływa na przemianę materii i działanie układu pokarmowego, przydaje się też w leczeniu przewlekłych chorób skórnych, a płukanka lub wcierka ma działanie przeciwłupieżowe.


Pączki topoli osiki (Populus tremula) – inne topole przegapiłam, całe szczęście, że osika tak nierównomiernie się rozwija. Na drzewach spotkać można zarówno w pełni rozwinięte liście, pączki rozwijające się, jak i takie ledwie pęknięte. Zbieram więc na potęgę. Pączki zawierają salicynę i populinę, nierozpuszczalne w wodzie. Dlatego też zalałam je gorącym alkoholem i robię intrakt o działaniu przeciwbólowym, przeciwgorączkowym i rozkurczowym. Świeże pączki wykorzystuję w maści choinkowo-topolowej. Działa ona przeciwbólowo i przeciwobrzękowo, więc będę testować ją wtedy, kiedy kolana odmówią mi posłuszeństwa, co zdarza się średnio dwa razy do roku. Z maści choinkowo-topolowej ukręciłam też ten krem. Niesamowitą frajdę daje robienie takich rzeczy i czuję, że wciągam się coraz bardziej. Aż nie mogę się doczekać tego, co mi przyniesie jutro. 


Przetacznik ożankowy (Veronica chamaedrys) – te drobne, niebieskie kwiatuszki towarzyszą mi od lat. Za dziecięcia mozolnie robiłam z nich błyskawicznie więdnące bukieciki dla mamy, dlatego nieodmiennie przypomina mi on o zbliżającym się Dniu Matki. Mimo bycia roślinką dość niepozorną, wywęszę go wszędzie, już po pierwszym kwiatuszku. Dlatego też od jakiegoś czasu chodzi mi po głowie, co można z nim zrobić. Znalazłam informacje na temat przetacznika leśnego (V. officinalis) i bobowniczka (V. beccabunga), ale o ożankowym jakoś niewiele wieści. W końcu udało mi się znaleźć informacje, że wszystkie nasze przetaczniki mają zbliżony skład i właściwości, więc jutro wpadnie do mojego koszyczka. Część ziela ususzę, bo to kolejna roślina zdatna do walki z chorobami układu oddechowego, a część planuję macerować w oleju z racji dobroczynnego wpływu na skórę. Otóż przetacznik stosować można przy różnego rodzaju wypryskach, trądziku i atopowym zapaleniu skóry. Regeneruje i odżywia komórki skóry, a dodatkowo ma zastosowanie podobne do świetlika: usuwa cienie i opuchliznę wokół oczu, może być stosowany przy zapaleniu spojówek. Mój przetacznik z pewnością wyląduje w kremie do twarzy i pod oczy.

Poza tą piątką wciąż zbieram lilak na tę herbatkę (jest wyśmienita), suszę kwiaty kasztanowca, kradnę sosnom żywicę (moje ulubione zajęcie ostatnimi czasy), wyciągam ręce po kwiaty zapomnianej, spóźnionej jabłonki w środku lasu, obgryzam młode pędy świerków i wiele, wieeele innych. Planów coraz więcej, czasu tak samo mało. Jak żyć?!
Jutro wybieram się do ogrodu dendrologicznego w Przelewicach. Może i tam uda mi się wyrwać roślinom jakieś skarby.

4 komentarze:

  1. Jaka jest tajemnicza zawartość tego słoiczka ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest żywica sosnowa. Słoiczek pełen lasu.

      Usuń
  2. Dziś przyda mi się bluszczyk kurdybanek, ponieważ po przeziębieniu została mi chrypka i kaszel. Suszarnia, choć o siedem razy mniejsza, niż wystarczająca, robi fantastyczne wrażenie. Masz więc narzędzia, pozostaje Ci się spełniać i rozwijać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty bardzo dobrze wiesz, że ja się tak spełniam, że najchętniej rzuciłabym pracę i nie wracała z łąki. I tak brakuje mi czasu, żeby jednocześnie zbierać, przerabiać i gromadzić wiedzę (a w tej materii jeszcze dłuuuuga droga przede mną), a tu jeszcze obowiązki. Smutki, panie, smutki.

      Usuń